Nie zmarnować szansy




            „Na pewno się uda”. „Nic z tego nie będzie”. Oto sformułowania, które dobrze obrazują dwie niewłaściwe postawy w relacji do Boga. Sama Miłość Boża nie wystarczy. Ważny jest także sposób podejścia do niej.
 
Otóż pierwszy błąd polega na głębokim przekonaniu, że moje oczekiwania zostaną na pewno zrealizowane. Towarzyszą temu nieraz gorliwe modlitwy i wyczerpująca praca. Ostateczny rezultat podejmowanego trudu ma być jednak całkowicie zgodny z naszym pomysłem. Niestety, okazuje się, że często nawet najbardziej płomienne wołania i życiowe zmagania nie przynoszą oczekiwanego skutku.  W rezultacie w sercu rodzi się zawód, duchowe zobojętnienie, a nieraz nawet całkowita utrata wiary. 

Drugi błąd to niedowiarstwo. Doświadczane pragnienie od razu w punkcie wyjścia zostaje uznane za niemożliwe do zrealizowania. Głos serca staje się więźniem ograniczeń wymyślonych przez rozum. Kalejdoskop przyczyn takiego stanu rzeczy może być najprzeróżniejszy. Raniące doświadczenia z przeszłości. Aktualne życiowe zagmatwanie. Postrzeganie przyszłości jedynie w czarnych kolorach. W każdym razie wspólnym mianownikiem jest to, że Bóg nie otrzymuje nawet najmniejszej szansy na działanie. W rezultacie zaplanowany dla nas dar Bożej Miłości nie może przeobrazić się w konkretną rzeczywistość naszego życia.  

W kontekście tych pułapek najbardziej sensowna postawa życiowa charakteryzuje się istnieniem podwójnego przekonania. Najpierw jest to wiara w możliwość zaistnienia tego, co aktualnie wydaje się nierealne. Wszak nieskończona moc Boga przekracza moje ograniczone ludzkie siły. Nie jest ważne, jak coś konkretnie może być zrealizowane. Najpierw potrzebne jest przekonanie o tym, że doświadczane pragnienie może stać się konkretnym życiowym faktem. 

Następnie konieczne jest otwarcie się na wszelkie możliwe sposoby i rezultaty zadziałania Bożej łaski. Mądrość polega na ufnym przyjęciu tego, co się wydarzy w czasie i przestrzeni. I tu pojawia się niebezpieczny paradoks. Otóż Bóg najczęściej działa poprzez ludzi, których postawił na drodze naszego codziennego życia. Członkowie rodziny, znajomi z różnych grup, do których należymy, towarzysze wspólnie podejmowanych inicjatyw, znajomi z pracy.  Niestety, to właśnie ci najbliżsi są najbardziej wykluczani jako potencjalni Boży prorocy. Często nie postrzegamy ich jako narzędzi Bożego działania. 

Coś takiego spotkało nawet samego Jezusa Chrystusa. W swym rodzinnym mieście niewiele mógł zdziałać, gdyż ze strony najbliższych spotkał się z powątpiewaniem i lekceważeniem. Z bólem musiał podsumować zaistniałą sytuację powiedzeniem: „Tylko w swojej ojczyźnie i w swoim domu może być prorok lekceważony”. Prorok to człowiek, który działa w imieniu Boga. Lekceważyć kogoś jako proroka, to nie uznać w nim tej prorockiej misji. Częste widzenie kogoś w szarej codzienności  może skutecznie zamknąć oczy na promieniujący przez niego blask Bożego Światła. Wielka strata! 

W najgłębszym sensie nie jest to zakwestionowanie jakiegoś człowieka, ale samego Boga. Najbardziej traci sam kwestionujący, który w ten sposób zamyka się na działanie Bożej łaski. Płytkość ludzkiego myślenia polega na szukaniu tego, co Boskie w „wyidealizowanych ludziach”, których bliżej nie znamy. Oczywiście nieraz Bóg działa tu z wielką mocą. Ale najczęściej Bóg pragnie obdarzać nas swymi łaskami, a nawet cudami, poprzez tych, z którymi spotykamy się w codzienności naszego życia.  Realny Bóg jest w zwykłym człowieku z krwi i kości. Bóg postrzegany w odrealnionych ideach, to wytwory naszej  egoistycznej wyobraźni. 

Panie, obdarzaj nas darem wiary. Pomagaj nam odkrywać proroków w tych, których  lekceważymy. Otwieraj nasze serca na strumienie łask tam, gdzie teraz powątpiewamy …   

2 sierpnia 2013 (Mt 13, 54-58)