Budować na Skale


Każdy z nas jakoś tam próbuje się w życiu odnaleźć. Pomysłów jest bardzo dużo. Mamy wolność i możemy budować codzienność wedle własnego uznania. Ale czy wszystko ma sens? Niestety, nieustannie jesteśmy świadkami postaw, które prowadzą do wielorakiego życiowego zdruzgotania (por. Mt 7, 21-29).  

Nietzscheański mit nadczłowieka ma się całkiem dobrze we współczesnych realiach. Ale jest to tylko iluzja wszechmocy i świetlanych perspektyw. Podobnie jak z „super-kredytami”. Na początku wielkie zadowolenie, ale z czasem, „piękna obietnica” okazuje się być „brzydką pułapką”. Wizja szklanych domów przemienia się w koszmarne sny.  Tak wiele decyzji, które nie są zgodne z przykazaniami Boga. Na początku jest złudne szczęście. Ale nieraz bardzo szybko „zamki” okazują się być jedynie „zamkami z piasku”.  Bywają także solidne wytwory ludzkiej mocy. Ale i tym razem tylko kwestią czasu jest upadek, gdy nadejdzie burza. Prawdziwe życiowe tornada zmiatają wtedy z powierzchni ziemi wiele ludzkich istnień. To znaczy ciało o wyglądzie ludzkim może nadal poruszać się w czasoprzestrzeni, ale wnętrze zostaje zdruzgotane i zamienione we wściekły bunt lub zblazowany bezsens. Tragiczne wypadki. Bolesne zdrady. Przeraźliwe choroby.  Człowiek szedł przez życie bez Boga. Dlatego życie zamieniło się w zgliszcza.

Od tych doczesnych upadków, bez porównania tragiczniejszy jest cynizm, który grozi wiecznym piekłem. Rdzeń takiego cynizmu polega na tym, że człowiek posługuje się wartościami Ewangelii, ale do realizacji celów, które nic wspólnego z Ewangelią już nie mają.  Cnota jest tutaj służebnicą moralnego występku. Cyniczny człowiek posługuje się nawet Słowem Bożym, ale w celu realizacji własnej woli. Wola Boża nie jest na serio brana pod uwagę. Na przykład, ktoś lansuje się na chrześcijańskiego filantropa, jednocześnie zaś wypłaca swoim pracownikom pensje, które urągają podstawowym zasadom sprawiedliwości. Nieraz można zaobserwować zjawisko „chrześcijańskiego macho”. Co to znaczy? To człowiek, który kreuje się na szczęśliwego świadka Bożej Miłości. Ale w rzeczywistości Ewangelię traktuje tylko jako środek do promocji swej „pysznej wspaniałości i wyższości”. Jezus przestrzega, że kto idzie taką drogą, nawet gdyby prorokował, wyrzucał złe duchy i czynił cuda, usłyszy twarde słowo Jezusa: „Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości”.

Szczęśliwy, kto prawdziwie buduje swe życie na skale Słowa Bożego. Ale cóż to znaczy? Przede wszystkim nie chodzi głównie o to, aby zewnętrznie epatować swą wspaniałością. To raczej specjalność tego świata. W takim świetle, Jezus na Krzyżu raczej blado wypada. Bardziej lśnią religijni cynicy, którzy Go zabili. Człowiek, który buduje na Jezusowej skale, to ten, który „zawsze i wszędzie” jest w stanie słowem i czynem mówić „Ojcze, bądź wola Twoja”. Chrystus mówi: „Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można przyrównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale”. Dla takiego człowieka, mogą przyjść nawet największe burze, ale nic go  wewnętrznie nie unicestwi. Tak! Nawet jeżeli będę odczuwał niemiłosierny ból ciała, będę mówił „dziękuję”. Jeżeli będę się wił z pragnienia, które nie może być zrealizowane, będę wycieńczonym głosem szeptał „Boże, zgodnie z Twoją Wolą umieram”. Jezus jasno mówi, że do nieba wejdzie tylko ten, „kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie”.

Przy takim podejściu, zaczyna znikać lęk o przyszłość doczesną i wieczną. Lęk jest generowany przez nieokreśloność i niepewność. Budować na skale Jezusowego Słowa, to znać z góry ostateczną odpowiedź na wszystko. Niezależnie od tego, czy zostanę dobrze potraktowany czy otrzymam bolesne zranienia, w głębi serca zawsze odpowiem: „Boże, bądź Wola Twoja, kocham Cię”.   

26 czerwca 2014 (Mt 7, 21-29)