Utrata… Trudne doświadczenie. Czasami wręcz
odbierające chęć do dalszego życia. To, co posiadamy, tracimy. Może chodzić
zarówno o osoby, jak i rzeczy. Przy zdrowej hierarchii wartości, oczywiście
wymiar ludzki jest bez porównania bardziej dotkliwy. Skrajnym przypadkiem jest
śmierć bliskiej osoby. Istnieje jednak wiele rodzajów przemiany obecności
w nieobecność, które również powodują cierpienie. Najbardziej dotkliwe jest
poczucie, że ma miejsce coś definitywnie nieodwołalnego. Utrata sugeruje trwałe
przejście ze stanu większego dobra do mniejszego dobra. Nie można jednak
wyciągać definitywnych wniosków bez bliższego określenia, kto jest pierwotnym
źródłem. Istnieją dwie radykalnie odmienne inspiracje: Boża lub szatańska.
Gdy inspiratorem jest szatan, wówczas celem jest
definitywne zmniejszenie aktualnego stanu posiadania. Jest to jeden z członów
strategii unieszczęśliwiania i niszczenia człowieka. Wyraziście pokazują to
sytuacje, gdy w małżeństwie mąż traci żonę lub żona męża na skutek pojawienia
się „trzeciej osoby”. Rozbicie małżeńskiej więzi jest złem, które
bez odniesienia do Bożego Miłosierdzia będzie prowadzić do obustronnego unicestwiania.
Osoba poszkodowana przeżywa dramat jako ofiara. Występują negatywne
konsekwencje fizyczne i psychiczne. Załącza się wiele destrukcyjnych
mechanizmów. Najgorzej, gdy poszkodowany człowiek ulega działaniu złego i
zaczyna zachowywać się wedle logiki zemsty. Osoba krzywdząca wchodzi na drogę
duchowego upadku. Jest to zdążanie do nicości, choć początkowo życie może nawet
nabrać wspaniałych kolorów. Szatan zawsze daje przynętę, aby potem bez
skrupułów zniewolić i duchowo uśmiercić.
Zupełnie inaczej sprawy wyglądają, gdy utrata
jest propozycją, która pochodzi od samego Boga. Tym razem wszystko nie zmierza
już do nicości, ale do nieskończoności. Znaczy to, że utracone dobro prowadzi
do zyskania jeszcze większego dobra. Jeśli Bóg coś odbiera, to tylko po to, aby
dać „coś więcej”. Ta perspektywa nadmiaru dotyczy zarówno osoby, która z czegoś
rezygnuje, jak i tych, którzy ponoszą konsekwencje tej rezygnacji. Jezus mocno
podkreśla: „Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól z
powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym
czasie, domów, braci, sióstr, matek i dzieci i pól wśród prześladowań, a
życie wieczne w czasie przyszłym” (por. Mk 10, 17-30). W Bożym scenariuszu
utrata jest wstępem i przygotowaniem do jeszcze obfitszego obdarowania.
Przykładem takiej sytuacji jest podjęcie celibatu ze względu na królestwo
niebieskie. Taka decyzja oznacza rezygnację z obecności męża lub żony oraz z
posiadania własnej rodziny. Ten naturalny brak okazuje się być kanałem, poprzez
który zaczynają dopływać nadprzyrodzone łaski. Ludzkie ogołocenie jest
środkiem, który pozwala uzyskać „Boże ubogacenie”. Przy czym cała trudność
polega na tym, że trzeba przejść „etap pośredni”, gdy utraconego dobra
już nie ma, a obiecanego większego dobra jeszcze nie ma. Towarzyszy temu ból,
gdyż zamiast szczęścia jest doświadczenie nieszczęścia. Ten stan rodzi pokusę
wycofania się z podjętej rezygnacji. Nie można jednak rezygnować. Kto będzie
cierpliwie trwał, na pewno zostanie sowicie przez Boga wynagrodzony. Jest to
bardzo ważne także dla rodziców. Gdy dziecko wstępuje do seminarium lub do
zakonu, to przeżywana utrata nasuwa nieraz nawet myśli o byciu ofiarą czegoś
bardzo krzywdzącego. Ufna zgodna w sercu pozwala jednak w czasie doświadczać
coraz większego błogosławieństwa. Jeśli jednak człowiek odrzuci „większe Boże
dobro”, to z czasem odkryje, że wprowadził się w stan „większego własnego zła”.
Trzeba podkreślić, że nawet w przypadku
pierwotnej inspiracji szatańskiej, zwrócenie się do Bożego Miłosierdzia wiele
„rzeczy niemożliwych” czyni możliwymi. Krzywdziciel może wejść na drogę
nawrócenia. Gdy to się nie dokona, ofiara i tak zyskuje siły do udźwignięcia
otrzymanego krzyża. Przeżywane nieszczęście staje się przyczynkiem do
pogłębienia relacji z Bogiem. Paradoksalnie, doczesna krzywda może przyczynić
się do wzrostu wiecznego szczęścia. To owoc działania Boga, bo „u
Boga wszystko jest możliwe”.
11 października 2015 (Mk 10, 17-30).