Modlitwa jest źródłem życia… Bez niej umieramy
wewnętrznie, choć do pewnego czasu możemy sprawnie zewnętrznie funkcjonować.
Jest to możliwe dzięki uzyskanym wcześniej dobrym siłom duchowym lub na skutek
przyjmowania mocy od złego ducha. Ale to tylko kwestia czasu, gdy pustka
duchowa ujawni się w widzialny sposób.
Gdy popodcinamy korzenie drzewa, to nie znaczy,
że ono od razu uschnie. Ale proces stopniowego obumierania jest już zainicjowany.
Zarazem gdy drzewo znajduje się nad dużą rzeką, wtedy sytuacja wygląda
radykalnie odmiennie. Nawet gdy przyjdzie długotrwała susza, korzenie będą
miały możliwość pobierania życiodajnej wody. Spektakularnie widać to w
przypadku roślin, które rosną nad egipskim Nilem. Przy rzece występuje pas
roślinności wręcz pulsujący intensywną zielenią, a nieraz już w niewielkiej
odległości jest pustynia, na której znajduje się tylko piasek i skały.
Czerpiąc z tego obrazu można powiedzieć, że modlitwa jest „świętym
ukorzenieniem”, poprzez które człowiek „podłącza” się do rzek, gdzie płynie
życiodajna woda Bożej Obecności. Im jesteśmy bliżej „Bożych strumieni”, tym
bardziej możemy być pewni, że przeżyjemy, nawet gdyby nadeszła jakaś wielka i
długa „posucha egzystencjalna”. Niektórzy w obozach koncentracyjnych byli w
stanie „żyć miłością”, bo siły duchowe przyjmowali od Boga. Zachowanie
czystości moralnej nawet w przypadkach największych niemoralnych nacisków i
pokus staje się możliwe dzięki codziennej modlitwie. Dzięki niej słaby człowiek
przeobraża się w „Bożego mocarza”, którego nie są w stanie złamać nawet
najsilniejsi decydenci tego świata.
Dlatego warto czuwać, aby nieustannie być
„podłączonym” do Boga. Ten cel „zakorzeniania” w Bogu najpełniej realizujemy
przez modlitwę. Wytrwałe jej praktykowanie pozwala uzyskać pomocne
przyzwyczajenia, ale musimy być przygotowani na duchową walkę do końca życia.
Jest to sytuacja wyjątkowa, gdyż w przypadku innych aktywności możemy zyskać
pewną sprawność, która nawet bez dalszej pracy zostanie zachowana przynajmniej
na pewnym poziomie. Przy modlitwie, jeśli nie czuwamy, wtedy nawet
najbardziej żywe wołanie do Boga może z czasem zamienić się w totalnie
martwy schemat. Dotąd drożne korzenie, choć początkowo jeszcze pozostają, to jednak
na skutek jakiejś duchowej choroby usychają i już nie doprowadzają wody Bożych
łask. Jest to bardzo niebezpieczne, gdyż zewnętrznie pozornie odmawiamy
modlitwy, ale gorącym sercem już się nie modlimy. Modlitwa jest „życiodajnym
ukorzenieniem” łączącym z Bogiem. Dlatego szatan zniszczenie jej stawia na
pierwszym miejscu w hierarchii celów. Doskonale wie, że potem człowiek zacznie
samoczynnie obumierać.
Jeśli chcemy wiernie trwać na modlitwie, trzeba
cyklicznie wraz z uczniami w Ewangelii wołać do Jezusa: „Panie, naucz nas się
modlić” (por. Łk 11, 1-4). Oczywiście konkretne słowa mogą być różne, chodzi o
wewnętrzne nastawienie, aby wciąż od nowa chcieć pogłębiać i ożywiać modlitewne
praktyki. Jezus w odpowiedzi na prośbę uczniów dał słowa, które obecnie wypowiadamy
w formie „Ojcze nasz”. Świetnym podjęciem tego „wzorca” jest „Zdrowaś Maryjo” i
„Chwała Ojcu”. Te trzy modlitwy z czasem utworzyły niezwykle drożny duchowo
„piękny korzeń modlitewny” w postaci Różańca Świętego.
Dzisiejsze wspomnienie Najświętszej Maryi Panny
Różańcowej jest świetną okazją, aby w „szkole modlitwy” odkryć lub z nowym
zapałem podjąć tę niezwykle skuteczną metodę „podłączania się” do Jezusa
za wstawiennictwem Maryi. Dobrze wiedzieć, że przeżywane dziś wspomnienie
zostało ustanowione na pamiątkę powstrzymania inwazji muzułmańskiej pod Lepanto
w 1571 roku. Bezcenną pomocą okazała się modlitwa różańcowa, odmawiana z
inicjatywy papieża we wszystkich zakątkach ówczesnej chrześcijańskiej Europy.
To zwycięstwo stało się symbolem duchowego zwycięstwa, jakie odnosimy nad złem,
gdy z serca odmawiamy różaniec. Jest on szczególnie owocną metodą
przyjmowania od Boga życiodajnej „świętej mocy”.
Najświętsza Maryjo Panno Różańcowa, wyproś nam
łaskę odkrycia sercem głębokiego sensu żywej relacji z Bogiem. Wesprzyj nas,
abyśmy poczuli „święcie zniewalającą” woń modlitwy różańcowej…
7 października 2015 (Łk 11, 1-4)