Zbawienny pomost


„Podaję rękę” …  Gest jakże niepozorny; często wykonywany machinalnie. Zarazem zwykły uścisk dłoni wyzwala nieraz cały świat wzruszających emocji i przeżyć. Bywają sytuacje, że jest to nośnik głębokiego pokoju  i uzdrawiającej mocy.  Podanie ręki jest zewnętrznym znakiem, który pozwala przekazać wielkie duchowe bogactwo. Warto nieco zgłębić tę zadziwiającą symbolikę.  


Najpierw zauważmy, że fizyczny styk dłoni jest pierwotną formą kontaktu międzyludzkiego. Jest to konkretne i realne doświadczenie obecności drugiego człowieka. Bóg jest w rzeczywistości. Dlatego poprzez podanie sobie rąk Bóg przychodzi i wspomaga nas na drodze wzajemnej ufności i dobroci. Nieraz pomiędzy dwiema osobami, które znają się tylko „ze słyszenia”, występują różne uprzedzenia.  Negatywne informacje kreują w wyobraźni „ciemny obraz” drugiej strony. Złe wyobrażenia powodują zaistnienie nawet złowrogiej przepaści. Co w tym wszystkim może być zbawienne?

Nieraz wystarczy prosty styk z fizyczną rzeczywistością drugiego człowieka. To zaś umożliwia zwykłe podanie sobie dłoni. Wiele osób doświadczyło niezwykłego „cudu”. Człowiek, który jawił się w głowie w „ciemnych barwach”, dzięki bezpośredniemu spotkaniu okazywał się być całkiem normalnym i sympatycznym człowiekiem; styk z fizyczną dłonią drugiej osoby pozwolił roztrzaskać w proch ludzkie imaginacje i diabelskie złe wyobrażenia. Dlatego diabeł nieraz za wszelką cenę nie chce dopuścić, aby ludzie fizycznie podali sobie dłonie, bo dobrze wie, że to zrujnuje jego „konstrukcje, które dzielą”. Tak więc już na poziomie natury prosty gest podania dłoni może być źródłem wielkiego duchowego dobra.

Jeśli mamy w sercu Jezusa, i pragniemy się Nim pokornie dzielić, to otwiera się przed nami jeszcze wspanialsza perspektywa. Jaka? Najlepiej pokazuje sam Jezus Chrystus.  Najpierw warto zauważyć coś bardzo ważnego. Otóż Jezus nie rozpoczął „posługi Dobrej Nowiny” od jakiegoś spektakularnego fajerwerku, który powalił tłumy na kolana. Pierwszy chronologicznie znak dobrej, uzdrawiającej mocy polegał na prostym podaniu ręki (por. Mk 1, 29-39). Św. Marek zanotował: „Teściowa zaś Szymona leżała w gorączce (…). On podszedł do niej i podniósł ją, ująwszy za rękę”. Gest ten sprawił, że „gorączka ją opuściła”. Czy teściowa Szymona została uzdrowiona jedynie ze zwykłego podwyższenia temperatury ciała? Otóż kwestia „dotkniętej i uzdrowionej gorączki” była bardziej złożona. Gdy Szymon wcześniej nagle oznajmił, że opuszcza wszystko i idzie za Jezusem, to wywołał w swym domu konsternację. Teściowa przeraziła się,  że zięć zwariował. W jej głowie pojawiła się „gorączka myśli”: „Co też ten Szymon wyrabia? Opuszcza żonę, dom i idzie za jakimś prorokiem”. Matka tak się przejęła przyszłością swej opuszczonej córki i swoją, że z tego wszystkiego się rozchorowała.

Jezus z wielkim wyczuciem załagodził całą sytuację. W domu Szymona ujął serdecznie jego teściową za rękę i uzdrowił. Zrozpaczona kobieta mogła dotykalnie doświadczyć, że „w sumie Jezus to całkiem dobry Człowiek”. Jej wnętrze zostało wyciszone i uspokojone. Gorączka duszy ustąpiła i w następstwie tego także gorączka ciała. Łaska nadprzyrodzona dokonała uzdrowienia serca. Teściowa już nie musiała się martwić,  że Szymon porzuca i krzywdzi swą  żonę, jej  córkę. Zarazem zyskała ufny pokój serca odnośnie swej przyszłości, wszak wraz córką była dotąd na utrzymaniu Szymona.

Jako chrześcijanie zyskujemy fascynującą perspektywę. Jeśli powierzymy Jezusowi swe serce, wtedy  nasze ręce staną się „Bożym narzędziem”. Nawet poprzez niepozorny gest podania ręki Jezus będzie dokonywał uzdrowienia. Dzięki temu drugi człowiek otrzyma pokój i dobro. Nie chodzi o jakieś spektakularne efekty. Najważniejsze jest to, że poprzez nasz skromny gest Jezus będzie mógł obdarzać potrzebnymi łaskami  ludzi, których spotykamy.   

14 stycznia 2015 (Mk 1, 29-39)