Pokazywanie postów oznaczonych etykietą myśli. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą myśli. Pokaż wszystkie posty

Myśli i modlitwa


„Jak ty komu, tak on tobie”… Ta prawidłowość trafnie opisuje większość wzajemnych odniesień pomiędzy ludźmi. W wymiarze widzialnych czynów sprawa jest raczej oczywista. Dobry czyn wyzwala spontanicznie zwrotną życzliwość. Agresja generuje chęć agresywnej odpowiedzi. Potrzeba duchowego wysiłku, aby na złe zachowanie zareagować  w dobry sposób.

Warto uświadomić sobie, że  podobne zależności istnieją także w przypadku myśli odnośnie drugiej osoby. Nie chodzi o słowne wyrażanie ich wzajemnie przed sobą. W punkcie wyjścia sprawa dotyczy myśli, które pozostają jedynie w obrębie umysłu człowieka, który je wzbudza. Otóż już na tym elementarnym poziomie jeśli ja myślę dobrze o drugiej osobie, to ta osoba zostaje niejako pozytywnie nastrojona, aby zwrotnie także dobrze o mnie myśleć. Analogicznie w przypadku zła. Tym razem mając w sobie złe myśli odnośnie kogoś powoduję, że ta osoba zostaje niejako sprowokowana, aby odpowiedzieć złymi myślami. Tak więc dobra myśl wzbudza dobrą, zaś zła myśl złą. Oczywiście nie chodzi o jakieś typowo mechaniczne reakcje w sensie „myśl za myśl”, ale o pewną „zwrotną tendencję myślową”.

Z faktu tych zależności wynikają bardzo ważne wnioski. Jeśli w myślach oskarżamy kogoś lub przyzwalamy na trwanie w swym sercu złośliwych osądów, wówczas możemy spodziewać się, że u osądzanej osoby pojawi się pokusa podobnych myśli wobec nas. Jeśli nastąpi ulegnięcie tej pokusie, wówczas staniemy się ofiarą oskarżeń i osądów, które tak naprawdę sami pierwotnie wyzwoliliśmy. Co więcej, może zadziałać efekt „lawiny śnieżnej”, czyli nasza niewielka zła myśl o kimś przeobrazi się potem w wielką złą myśl o nas. Najgorzej, gdy do akcji wkroczy Zły duch, który jest „specjalistą” w wyolbrzymianiu wszelkich oczernień i oskarżeń.

Tak  więc jeśli nie chcemy, aby nas oskarżano i osądzano w myślach, sami tego nie czyńmy. Nie rzucajmy „samobójczego  bumerangu złych myśli”. W tym kontekście mądrze jest brać winę na siebie w różnych sytuacjach, gdzie doświadczamy pokusy, aby w myślach kogoś obwiniać. W ten sposób nie uruchamiany złowrogiego sprzężenia zwrotnego w postaci intensyfikacji obwiniających nas myśli zwrotnych. Najlepiej mieć zawsze dobre myśli o drugim człowieku. Tylko na tym zyskamy, gdyż owocem takiej postawy będzie generacja dobrych myśli zwrotnych o nas lub przynajmniej osłabienie jakiejś narastającej „złej fali”.

Patron dzisiejszego dnia, św. Bruno Kartuz,  całym sercem zaprasza, aby mieć dobre serce. Warto wiedzieć, że jego motto życiowe brzmiało: „O Bonitas!” czyli „O dobroci!”. Ten piękny styl życia był owocem postawy kontemplacyjnej i umiłowania „dobrych rozmyślań” w oparciu o słowo Boże.  Nawiązując do ewangelicznego spotkania Marii i Marty z Jezusem, św. Bruno pisał o kontemplacji w jednym z listów: „To jest owa część najlepsza, którą Maria obrała i której nie będzie pozbawiona”. Tak! Jeśli chcemy być autorami jedynie dobrych myśli i dzielnie odpierać pokusę złych, naśladujmy Marię, która „siadła u nóg Pana i przysłuchiwała się Jego mowie” (por. Łk 10, 38-42). Wsłuchiwanie się i wczytywanie się w słowo Jezusa sprawia, że jesteśmy nasączani Bogiem. A przecież Bóg jest Absolutnym Dobrem.  Działanie też jest ważne, ale powinno być budowane na uprzedniej kontemplacji. Jeśli działanie jest na pierwszym miejscu, wtedy łatwo ulegamy niepokojowi, że z czymś nie zdążymy. Efektem powstałego rozdrażnienia jest brak pokoju w sercu i w konsekwencji łatwe uleganie złym myślom.

Na szczęście ewangeliczna Marta nie zatrzymała w swej głowie pretensjonalnych myśli odnośnie Marii, ale zwróciła się z nimi do Jezusa. To świetny wzorzec. Zamiast złego myślenia, lepiej o wszystkim mówić Jezusowi i z serca modlić się za osobę, z którą nam trudno. Kto modli się za innych, sam doświadczy jeszcze większej modlitwy zwrotnej za siebie… 

6 października 2015 (Łk 10, 38-42)

Myśli niechciane


Myśli niechciane… Jakże uciążliwe! Mogą mieć wieloraki charakter: nieczyste pragnienia, namiętne wyobrażenia, zazdrosne podejrzenia, beznadziejne osądy,  a nawet złorzeczenia lub bluźnierstwa. Cechą wspólną jest to, że myśli postrzegane jako złe i niewłaściwe, jednak się pojawiają, nieznośnie obciążają głowę i powodują męczące wyrzuty sumienia.  Problem staje się jeszcze bardziej nieznośny, gdy pomimo szczerego odpychana niepożądanych myśli, te przybierają na sile i z jeszcze większą intensywnością atakują. Co więcej, atak złych myśli może nastąpić w najmniej właściwym czasie, np. po wyznaniu grzechów w spowiedzi.   

Co robić, aby uzyskać stan wewnętrznego pokoju i wyciszenia? Jak doprowadzić do tego, by w głowie były zasadniczo tylko te myśli, którym udzielamy prawa wstępu?

Przede wszystkim trzeba pamiętać, że obecność wszelkich myśli, dobrych lub złych,  jest konsekwencją zarówno naturalnych procesów psychologicznych, jak i oddziaływań nadprzyrodzonych: Ducha Świętego lub złego ducha. Bardzo niebezpieczne jest spychanie niechcianych myśli w podświadomość, czyli tkwienie na poziomie świadomości w iluzji, że danych myśli nie ma, lub prowadzenie swoistej „walki wręcz” z myślami. Chodzi o to, że człowiek myśli o myślach, o których myśleć nie chce. Przypomina to stanie nad krawędzią przepaści i usilne myślenie: Jak by tu nie spaść? Efekt końcowy będzie raczej odwrotny od zamierzonego. Tym bardziej, jeśli źródłem niechcianych myśli jest zły duch. Wówczas nie wygramy, lecz zostaniemy jeszcze bardziej osaczeni przez „flotę diabelskich myśli”.

Jak wygląda dobra strategia? Najpierw należy pokornie, bez emocji uznać istnienie określonych niechcianych myśli. Nawet najbardziej niechlubną myśl należy potraktować spokojną diagnozą: „Jest”. Następnie warto zauważyć, że głowa jest jak pojemnik na żywność o określonej, ograniczonej  pojemności. Jeśli do pojemnika nawkładamy popsutej żywności, to już na dobre produkty braknie miejsca. Gdy głowa koncentruje się na złych niechcianych myślach, to automatycznie dobre, upragnione myśli nie mogą powstać lub są rugowane.

W tym aspekcie warto zwrócić uwagę na pewien ewangeliczny epizod, gdy Jezus zapowiada swym uczniom, że będzie zabity, a potem zmartwychwstanie (por. Mk 9, 30-37).  Reakcja uczniów jest znamienna w swej dwuczłonowości. Otóż uczniowie „nie rozumieli tych słów”, ale zarazem w tym samym czasie „posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy”. Warto dostrzec istotny związek. Z jednej strony brak szlachetnych myśli odzwierciedlających współczucie w związku z zapowiadaną śmiercią, z drugiej zaś zaangażowanie w próżne myśli o pierwszeństwie, których zapewne potem bardzo się wstydzili. Płytkie myśli tak wypełniły ich „pojemniki”, że już potem nie było miejsca na głębokie rozumienia. Gdyby podjęli trud refleksji nad słowami Jezusa,  przynajmniej nie traciliby już czasu i sił na absurdalne i próżne dyskusje.

W tej perspektywie bardzo ważne, aby koncentrować się ma „myślach chcianych”. Dzięki temu w sercu będzie już mniej miejsca na „myśli niechciane”. Gdy po spowiedzi przyjdą jakieś złe myśli, to wtedy najlepiej myśleć np. o tym, że już wkrótce będzie można przyjąć Komunię Świętą. Tak więc w pierwszym rzędzie nie należy walczyć ze złymi myślami, ale trzeba walczyć o dobre myśli. Zamiast koncentrować się na „wojence” ze złym duchem, co raczej przyniesie opłakane skutki, najlepiej całym sercem zaangażować się w przywoływanie Ducha Świętego. Może to być modlitwa spontaniczna, ale bardzo dobre rezultaty daje modlitwa różańcem, koronką do Miłosierdzia Bożego lub modlitwa Jezusowa.

Wreszcie istotne znaczenie ma czujna pokora. To znaczy, gdy myśli niechciane osłabną i zaczną dominować dobre myśli, trzeba tym bardziej korzyć się przed Bogiem i dziękować za doświadczone miłosierdzie. Wszak każda dobra myśl, najgłębiej rzecz biorąc, nie jest produktem „własnej roboty”, ale bezinteresownym Bożym darem. Takie podejście chroni przed kolejnymi upadkami i pomaga w „rozmnażaniu się” dobrych, chcianych myśli…   

20 września 2015 (Mk 9, 30-37)

Myśli i uczucia


Oddziaływanie złych myśli. Zespół reakcji nerwowych. Splot negatywnych uczuć. Swoisty negatywny strumień, który przychodzi od zewnątrz i atakuje wnętrze. Zjawisko to wpisuje się w duchową walkę. Często w takich sytuacjach mają miejsce dwa nieprawidłowe sposoby reagowania.  

Pierwszy błąd polega na niewłaściwym rozumieniu doskonałości i na szkodliwym tłumieniu. Występuje tu przekonanie, że w świadomości człowieka nie powinny pojawić się myśli uznane za niewłaściwe. Występuje tu ideał stoika, który zachowuje niewzruszony spokój nawet w najbardziej denerwujących sytuacjach. Powstaje nawet emocjonalna panika, gdy w umyśle pojawiają się myśli postrzegane jako „straszne”, bezwstydne”, „bluźniercze”. Co stanowi tutaj pokusę?

Otóż jest to całkowicie błędna postawa, która charakteryzuje się automatycznym odsuwaniem „złych myśli” i gwałtownym tłumieniem „złych” uczuć. Niestety, takie postępowanie prowadzi do opłakanych skutków. Gdy przed napływającymi myślami lub uczuciami zatrzaśniemy nagle „drzwi”, wtedy zaczną się jeszcze intensywniej dobijać do „okien”. Po pierwszym odparciu atakującej fali, początkowo może nastąpić ukojenie i złudne rozwiązanie problemu. Ale w miarę upływu czasu wszystko wróci z jeszcze większą intensywnością. Taki jest często początek miażdżących obsesji na punkcie kogoś lub czegoś. Najpierw jest tylko malutka śnieżka złej myśli. Na skutek automatycznego stłumienia, ta malutka śnieżka zaczyna się toczyć i w konsekwencji nabiera rozmiarów nawet potężnej lawiny.

Jest rzeczą naturalną, że w człowieku pojawiają się złe myśli. Nic dziwnego, że są chwile, gdy wewnętrzny pokój rozbijają denerwujące myśli i uczucia. Istotą problemu nie jest to, że te stany się pojawiają. Chodzi o to, co się z nimi zrobi. W żaden sposób nie można mechanicznie negować rzeczywistości. Uznanie prawdy jest podstawą wszelkiego procesu duchowego. Zarazem trzeba uważać, aby nie popaść w drugą niebezpieczną skrajność. Czym się charakteryzuje?

 To postawa radykalnie odmienna. Tym razem w trosce o wolną ekspresję wnętrza człowiek bezwolnie ulega złym myślom i uczuciom. Występuje tu absolutne przyzwolenie, które znajduje ujście w złych słowach i czynach. Złe myśli odnośnie jakiejś osoby przekształcają się w obgadywanie i oczernianie. W połączeniu z negatywnymi emocjami wewnętrzna złość przeobraża się w zewnętrzną agresję. Wypowiadane są przekleństwa i mają miejsce impulsywne reakcje, które są spontanicznym odreagowaniem doświadczanego napięcia. Podobnie jak poprzednim sposobie reagowania początkowo człowiek zaczyna czuć się lepiej. Wyraźna ulga rozładowania. Potem jednak przychodzi doświadczenie pustki i wyrzuty sumienia. Oczywiście najgorsze jest zło moralne, które obiektywnie zaistniało ze szkodą dla drugiego człowieka.

Na drodze świętości postawa wobec złych myśli i uczuć jest zdecydowanie odmienna niż w dwóch naszkicowanych zachowaniach. Jest to pokorny realizm z Jezusem Chrystusem. Jak to rozumieć? Otóż gdy pojawiają się złe myśli lub niepożądane uczucia, to trzeba się po prostu do nich przyznać. Fundamentem w duchowej walce jest uznanie zaistniałej rzeczywistości. Chodzi o zwyczajne uznanie faktu. Jeśli coś istnieje, to trzeba uznać, że tak właśnie jest. Następnie o swym doświadczeniu szczerze mówię Jezusowi na modlitwie. Ufnie wydobywam ze swego umysłu i serca to, co wewnątrz się znajduje. Wszystko, co odczuwam i przeżywam, powierzam Jezusowi. W ten sposób nie popełniam błędu autodestrukcyjnego tłumienia i zarazem nie udzielam moralnego przyzwolenia na zło. Po wypowiedzeniu poddaję wszystko Jezusowi i przechodzę do dalszych czynności, które mam do wykonania. Owocem takiego podejścia jest wewnętrzne uwolnienie i otwarcie wnętrza na uzdrawiające i wyciszające działanie Bożej łaski. Gdy człowiek szczerze odsłania przed Bogiem swe wnętrze, wówczas Bóg może wszystko przenikać i porządkować. W sercu i w umyśle rodzi się stan wyciszenia, wewnętrznej harmonii i ukojenia. Jest to droga nadprzyrodzonego pokoju, który jest darem Boga. Panie Jezu, Tobie z ufnością powierzamy wszystkie nasze myśli i uczucia… 

30 lipca 2015 (Mt 13, 47-53)



         

Perypetie z myślami


Wewnętrzne wyciszenie i świętość. Jest to jak najbardziej możliwe. Wcześniej jednak trzeba prawidłowo rozegrać „bój z myślami”. Myśli są w stanie wynieść człowieka pod niebiosa, ale też mogą doprowadzić do skrajnego zdołowania.  


Duchowo jednak nie to jest najgroźniejsze. Najbardziej niebezpieczne jest ulegnięcie dwóm pokusom. Pierwsza z nich polega na utożsamieniu „duchowych i pięknych myśli” z pozytywnym stanem serca. Istotnym błędem jest tutaj to, że w oparciu o „dobrą myśl” wyciągany jest automatycznie wniosek: „Jestem dobry”. Drugim błędem jest  niepotrzebne wpadanie w panikę, gdy do „drzwi umysłu” pukają „brzydkie myśli”. W niektórych sercach pojawia się "z automatu" negatywna samoocena, gdyż zamiast „duchowych uniesień” bardziej dają o sobie znać „pierwotne instynkty”. Błąd myślenia polega tu na tym, że na podstawie zaistnienia „złej myśli” formułowana jest od razu teza: „Jestem zły”.

W perspektywie Bożej wszystko może wyglądać zupełnie inaczej. Przede wszystkim trzeba uświadomić sobie, że do oceny moralnej nie jest istotne, jaka myśl się zjawia, ale co się z nią zrobi. Następnie najważniejsze jest to, aby szczerze Bogu wszystko powierzać. Trzymając się  tego fundamentu, jesteśmy na drodze do dwóch zaskakujących odkryć: negatywnego i pozytywnego.    

W sensie negatywnym piękne myśli mogą niestety być powodem poważnego upadku duchowego. Ma to miejsce wtedy, gdy „dobro i piękno” prowadzą do wzrostu pychy. W Ewangelii znajdujemy wyrazistą ilustrację tego procesu w powiązaniu  ze świątynią jerozolimską (por. Łk 21, 5-11). Wielu Żydów zachwycało się, że „jest przyozdobiona pięknymi kamieniami i darami”. Wtedy Jezus wypowiedział otrzeźwiające proroctwo i zarazem ostrzeżenie: „Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony”. 

Świątynia jerozolimska jest symbolem duszy ludzkiej. Gdy mamy dobre i piękne myśli, bardzo  uważajmy. Diabeł będzie atakował pychą, aby doprowadzić do naszego upadku.  Nieraz ktoś myśli, że jest cudownym „Bożym mistykiem”, a tak naprawdę jest  żenującym „bezbożnym pyszałkiem”.  Wiele duchowego zniszczenia powoduje chlubienie się swą „czystą duchowością”, przy jednoczesnym lekceważeniu „brudnej cielesności”.  Taka logika stanowi grzeszne uderzenie w Jezusa, który będąc Bogiem pokornie przyjął ludzkie ciało.  

Drugie odkrycie, pozytywne, odnosi się do myśli, które pierwotnie przeżywane są jako niewłaściwe lub upokarzające. Otóż jeśli człowiek z całą szczerością przyznaje się do wszelkich swych pragnień, to już wtedy zaczyna się duchowy wzrost. Jest to wyzwalająca prawda. Warto zauważyć, że zwłaszcza u osób żyjących w celibacie brak przyznania się do myśli i pragnień seksualnych często przyczynia się do poważnego wzrostu napięcia emocjonalnego oraz wywołuje „złość i nerwy”. Zwyczajne uznanie faktu: „Mam myśl seksualną, której nie mogę zrealizować”, byłoby czystym aktem duchowego wzrostu. Kto się nie przyznaje, ten jest obłudnikiem i duchowo upada.

Następnie bardzo ważne jest to, aby te myśli pokornie powierzyć Jezusowi. Dzięki takiemu zawierzeniu  Jezus przenika sobą nasze myśli i je uświęca. Myśli niemożliwe do czystego zrealizowania znikają lub są sublimowane w jakieś dopuszczalne dobro. Jezus cieszy się bardzo, gdy ufnie powierzamy Mu myśli związane z ciałem. Wszak sam przyjął ciało i bardzo z tego powodu cierpiał. Diabły jako byty czysto duchowe potraktowały wcielenie z wielką pogardą, szydząc: „Co to za Bóg, co zabrudził się ciałem?”.  Ta pogarda jeszcze bardziej pogłębiła duchowy upadek pięknych aniołów, które stały się diabłami.

Niesamowite! Można być na początku „piękną świątynią” duchowych myśli, a ostatecznie na skutek pychy nawet  „kamień na kamieniu” nie pozostanie. Zarazem można być pierwotnie „nędzną ruderką” „brzydkich myśli”  i ostatecznie  stać się piękną Chrystusową świątynią.

Bardzo ważna konkluzja! Nie jest istotne, jakie myśli są na początku. Najważniejsze jest to, aby wszelkie zaistniałe myśli, „piękne” i „brzydkie”, zawsze pokornie uznawać i powierzać Bogu. Wtedy Święty Bóg będzie mógł nas uświęcać i wyciszać…  

25 listopada 2014 (Łk 21, 5-11)