Pokazywanie postów oznaczonych etykietą serce. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą serce. Pokaż wszystkie posty

Czyste serce


          Najważniejsze jest to, co wypełnia nasze serca. Serce oznacza centrum naszego życia. Chodzi o najgłębszy duchowy rdzeń, gdzie rodzą się myśli, pragnienia i decyzje. Wieczność człowieka zależy tylko od tego, co będzie w jego sercu w chwili śmierci. Wielka pokusa polega na tym, że pierwsze miejsce zaczyna zajmować sfera zewnętrzna, odsuwając na dalszy plan wnętrze. To mogą być aktywności i działania zarówno o charakterze świeckim, jak i religijnym. Jeszcze gorzej, gdy człowiek traci zdolność nawiązania kontaktu ze swym sercem. Wtedy głos sumienia przestaje być słyszalny. Punktem odniesienia staje się jedynie użyteczność i doraźna korzyść. Prawda zostaje zastąpiona przez wykreowane iluzje, które mają na celu utwierdzić w przekonaniu o byciu dobrym człowiekiem. W miejsce Bożych Przykazań pojawiają się „ludzkie pomysły”, które są traktowane jak „świętość”. Ponadto w rozumieniu czystości na plan pierwszy wysuwa się zewnętrzny wygląd, a nie duchowy stan wnętrza.

Gdy zewnętrzność pochłania całą energię, wówczas wnętrze obumiera. Dusza nie tylko popełnia pewne grzechy, ale dokonuje się całościowe oddalenie od Boga. W doczesności skutkiem takiej postawy jest utrata wewnętrznego pokoju i narastające zakłamanie. Jest to ucieczka od siebie samego i w konsekwencji także od Boga. Bóg mieszka bowiem w sanktuarium sumienia. Jego spojrzenie skoncentrowane jest na oglądzie tego, co wypełnia głębiny naszego serca. Dla Boga liczą się rzeczywiste intencje, motywacje i pragnienia, a nie pozory i iluzje. Z tego świata do wieczności przejdzie tylko to, co rzeczywiście istnieje. Miarą autentycznej czystości jest nakierowanie na Boga. Zachowanie jest czyste tylko wtedy, gdy w sercu jest szczere pragnienie oddawania chwały nie sobie, lecz Bogu. 

Jezus przyszedł na ziemię, aby nas zbawić i ukazać nam drogę do szczęśliwej wieczności. Dlatego mocno piętnował wszelkie przejawy nieczystości i obłudy. Takie zachowania są niszczące dla człowieka docześnie, ale największym zagrożeniem jest utrata wiecznego zbawienia. Bóg niezmiennie zawsze każdego kocha, ale może objawić swe Oblicze i uszczęśliwić tylko na tyle, na ile ludzkie serce jest czyste. Istotne znaczenie ma duchowe zjednoczenie z Bogiem, a nie zewnętrzne rytuały.  W tym świetle z wielką mocą wybrzmiewa wołanie Jezusa, będące nawiązaniem do słów proroka Izajasza: „Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie” (por. Mk 7, 1-13). Chrystus uwrażliwia, aby troszczyć się przede wszystkim o bliską relację z Bogiem. Wartość słów na ustach jest zależna od tego, na ile serce jest zjednoczone z Bogiem. 

Bóg wpatruje się w serce. Dlatego w drodze do Nieba pamiętajmy o fundamentalnym znaczeniu serca. Na pierwszym miejscu powinna być troska o duchową czystość. Jest to możliwie najgłębsze nakierowanie na Boga we wszystkim, co stanowi nasze życie. Wielką pomocą w nawiązaniu kontaktu z sercem jest wyciszenie i milczenie. Pustelnicy trwają w samotnej ciszy, aby coraz bardziej stawać w prawdzie, opłakiwać dostrzeżone grzechy i z jeszcze większym zaangażowaniem rzucać się w ramiona Bożego Miłosierdzia. Niezwykłym lekiem dla duszy jest także milczenie. Gdy milczymy, wtedy zyskujemy zdolność usłyszenia słowa, które Bóg w głębi serca wypowiada. Każdy chrześcijanin, w kontekście swego powołania, może czuć się zaproszony przez Jezusa do praktykowania samotności, ciszy i milczenia. Są to uprzywilejowane środki, aby serce stawało się coraz bardziej nakierowane na Boga i zjednoczone z Bogiem. W ten sposób wnętrze coraz bardziej nasycone jest wonią Bożej czystości. Specyfiką tej woni jest integralne przenikanie się zapachu wiary, nadziei i miłości. Wiara jest szczerą otwartością na prawdę. Nadzieja stanowi ufne oczekiwanie na dobro. Miłość zaś pięknie uwielbia istnienie Boga i człowieka.

Niech nasze dobre serca coraz piękniej płoną prawdziwą miłością… Niech ten czysty płomień na zawsze utrwali się w Wiecznym Bożym Płomieniu.

9 lutego 2016 (Mk 7, 1-13)

Misterium serca


            Serce… Słowo, które współcześnie kojarzy się z emocjami i uczuciami. Ale w języku biblijnym ma ono dużo głębsze i szersze znaczenie. Warto uświadomić sobie te fundamentalne rozumienia, aby dzięki temu jeszcze pełniej przeżywać swe istnienie.

W człowieku możemy wyróżnić sferę zewnętrzną i wewnętrzną. Zewnętrzność łączy się z tym, co może być postrzegane zmysłami. Jest to świat dostępny poprzez zewnętrzny ogląd. Z tym łączy się pokusa powierzchowności, której specyfiką jest branie pod uwagę tylko jakiegoś wycinka dostrzeganej rzeczywistości. A przecież rzeczywistość przypomina kostkę sześcienną. Najczęściej widzimy tylko jedną ściankę, ewentualnie częściowo niektóre pozostałe. Dlatego powinniśmy nieustannie dążyć do pełni prawdy i wciąż od nowa ożywiać pragnienie dobra. Tylko Bóg zna człowieka „wzdłuż, wszerz i w głąb”, gdyż ma doskonałą zdolność patrzenia w ludzkie serce. 

Sfera wewnętrzna dotyczy tego, co ukryte jest przed ludzkim spojrzeniem. Ten wewnętrzny świat ma duchowe centrum, które nazywamy sercem. To tutaj zlokalizowane jest pierwotne źródło myśli, pragnień, decyzji i uczuć. Serce utożsamia się z rdzeniem osobowości, gdzie przechowywane są najważniejsze wspomnienia z przeszłości, rozumienia teraźniejszości i projekty odnośnie przyszłości. Rozum operuje na poziomie ogólnych pojęć i struktur. Serce umożliwia wniknięcie w konkretną rzeczywistość. Jest to dogłębne „miłujące odczuwanie”. Przy czym ta „Boża intuicja” może zostać zatruta przez zło i wtedy przeobraża się w „demoniczne przekonanie”.  

W sercu powstają najgłębsze nastawienia w wymiarze przeżywania prawdy, dobra i miłości. W powiązaniu z tym możemy mówić o sercu zamkniętym, zatwardziałym lub otwartym. Serce zamknięte jest zwrócone ku sobie. Przyczyną tego są poważne zranienia, które powodują lęk przed otrzymaniem kolejnych ciosów. Zamknięcie pozwala trwać w stanie względnego poczucia bezpieczeństwa. Nie ma tu złych intencji, ale dominuje koncentracja na swym „zranionym ja”. Dlatego konieczny jest proces uzdrowienia.  

Sprawa wygląda zupełnie inaczej w przypadku serca zatwardziałego. Własne „ja” jest tutaj przeżywane jako „boskie centrum świata”. Dominuje przerażająca pycha. Człowiek o sercu zatwardziałym uważa siebie samego za absolutne kryterium prawdy i dobra. Nawet Boża mądrość zapisana w Piśmie Świętym jest traktowana jako coś głupszego i gorszego. To powoduje uporczywe trwanie w posiadanych przekonaniach. Konsekwencją tego jest odrzucenie trudu nawrócenia. Cała tragedia polega na tym, że domniemane prawda i dobro są w rzeczywistości nieprawdą i złem. Gdy człowiek zaczyna uważać siebie za ważniejszego i mądrzejszego od Boga, wtedy w sercu zaczyna zamieszkiwać grzech i kłamstwo. 

W Ewangelii znajdujemy znamienne stwierdzenie Jezusa odnośnie faryzeuszy: „Wtedy spojrzawszy na nich dokoła z gniewem, zasmucony z powodu zatwardziałości ich serc” (por. Mk 3, 1-6). Specyfiką tej faryzejskiej zatwardziałości było radykalne zakwestionowanie prawdy, że Jezus jest Bogiem. W powiązaniu z tym został On ideologicznie uznany za kogoś złego, choć czynił wielkie dobro i dawał ewidentne dowody bycia Bogiem. Nawet cud uzdrowienia człowieka z uschniętą ręką nie skłonił faryzeuszy do nawrócenia. Co więcej, jeszcze bardziej zaangażowali się w planowane zabójstwo.

Jezus jest doskonałym przykładem Osoby o sercu otwartym. Specyfiką takiego serca jest absolutna koncentracja na Bogu, który przeżywany jest jako Dawca dobra i prawdy. Jezus zawsze podkreślał, że przyszedł wypełnić wolę Ojca. Takie serce dostrzega człowieka, który jest w potrzebie. W epizodzie z chorym z uschniętą ręką nie było to oczywiste. Jezus wiedział, że jest śledzony i grozi mu śmierć. Mógł na zasadzie „rachunku strat i zysków” zrezygnować z narażania się na gwałtowne oskarżenia. Tak jednak nie uczynił. Jego serce było przeniknięte miłością, która na pierwszy plan stawia wypełnienie woli Boga i dobro potrzebującego człowieka. Wrażliwość serca pozwoliła Jezusowi dostrzec chorego człowieka i dokonał cudownego uzdrowienia.  Zarazem w sercu Jezusa było absolutne pragnienie prawdy. Dlatego pokornie, posłuszny Ojcu, odważnie potwierdzał, że jest Synem Bożym.  Wielkie jest misterium serca. 

           20 stycznia 2016  (Mk 3, 1-6)
 

Myśli i uczucia


Oddziaływanie złych myśli. Zespół reakcji nerwowych. Splot negatywnych uczuć. Swoisty negatywny strumień, który przychodzi od zewnątrz i atakuje wnętrze. Zjawisko to wpisuje się w duchową walkę. Często w takich sytuacjach mają miejsce dwa nieprawidłowe sposoby reagowania.  

Pierwszy błąd polega na niewłaściwym rozumieniu doskonałości i na szkodliwym tłumieniu. Występuje tu przekonanie, że w świadomości człowieka nie powinny pojawić się myśli uznane za niewłaściwe. Występuje tu ideał stoika, który zachowuje niewzruszony spokój nawet w najbardziej denerwujących sytuacjach. Powstaje nawet emocjonalna panika, gdy w umyśle pojawiają się myśli postrzegane jako „straszne”, bezwstydne”, „bluźniercze”. Co stanowi tutaj pokusę?

Otóż jest to całkowicie błędna postawa, która charakteryzuje się automatycznym odsuwaniem „złych myśli” i gwałtownym tłumieniem „złych” uczuć. Niestety, takie postępowanie prowadzi do opłakanych skutków. Gdy przed napływającymi myślami lub uczuciami zatrzaśniemy nagle „drzwi”, wtedy zaczną się jeszcze intensywniej dobijać do „okien”. Po pierwszym odparciu atakującej fali, początkowo może nastąpić ukojenie i złudne rozwiązanie problemu. Ale w miarę upływu czasu wszystko wróci z jeszcze większą intensywnością. Taki jest często początek miażdżących obsesji na punkcie kogoś lub czegoś. Najpierw jest tylko malutka śnieżka złej myśli. Na skutek automatycznego stłumienia, ta malutka śnieżka zaczyna się toczyć i w konsekwencji nabiera rozmiarów nawet potężnej lawiny.

Jest rzeczą naturalną, że w człowieku pojawiają się złe myśli. Nic dziwnego, że są chwile, gdy wewnętrzny pokój rozbijają denerwujące myśli i uczucia. Istotą problemu nie jest to, że te stany się pojawiają. Chodzi o to, co się z nimi zrobi. W żaden sposób nie można mechanicznie negować rzeczywistości. Uznanie prawdy jest podstawą wszelkiego procesu duchowego. Zarazem trzeba uważać, aby nie popaść w drugą niebezpieczną skrajność. Czym się charakteryzuje?

 To postawa radykalnie odmienna. Tym razem w trosce o wolną ekspresję wnętrza człowiek bezwolnie ulega złym myślom i uczuciom. Występuje tu absolutne przyzwolenie, które znajduje ujście w złych słowach i czynach. Złe myśli odnośnie jakiejś osoby przekształcają się w obgadywanie i oczernianie. W połączeniu z negatywnymi emocjami wewnętrzna złość przeobraża się w zewnętrzną agresję. Wypowiadane są przekleństwa i mają miejsce impulsywne reakcje, które są spontanicznym odreagowaniem doświadczanego napięcia. Podobnie jak poprzednim sposobie reagowania początkowo człowiek zaczyna czuć się lepiej. Wyraźna ulga rozładowania. Potem jednak przychodzi doświadczenie pustki i wyrzuty sumienia. Oczywiście najgorsze jest zło moralne, które obiektywnie zaistniało ze szkodą dla drugiego człowieka.

Na drodze świętości postawa wobec złych myśli i uczuć jest zdecydowanie odmienna niż w dwóch naszkicowanych zachowaniach. Jest to pokorny realizm z Jezusem Chrystusem. Jak to rozumieć? Otóż gdy pojawiają się złe myśli lub niepożądane uczucia, to trzeba się po prostu do nich przyznać. Fundamentem w duchowej walce jest uznanie zaistniałej rzeczywistości. Chodzi o zwyczajne uznanie faktu. Jeśli coś istnieje, to trzeba uznać, że tak właśnie jest. Następnie o swym doświadczeniu szczerze mówię Jezusowi na modlitwie. Ufnie wydobywam ze swego umysłu i serca to, co wewnątrz się znajduje. Wszystko, co odczuwam i przeżywam, powierzam Jezusowi. W ten sposób nie popełniam błędu autodestrukcyjnego tłumienia i zarazem nie udzielam moralnego przyzwolenia na zło. Po wypowiedzeniu poddaję wszystko Jezusowi i przechodzę do dalszych czynności, które mam do wykonania. Owocem takiego podejścia jest wewnętrzne uwolnienie i otwarcie wnętrza na uzdrawiające i wyciszające działanie Bożej łaski. Gdy człowiek szczerze odsłania przed Bogiem swe wnętrze, wówczas Bóg może wszystko przenikać i porządkować. W sercu i w umyśle rodzi się stan wyciszenia, wewnętrznej harmonii i ukojenia. Jest to droga nadprzyrodzonego pokoju, który jest darem Boga. Panie Jezu, Tobie z ufnością powierzamy wszystkie nasze myśli i uczucia… 

30 lipca 2015 (Mt 13, 47-53)



         

Serce przy Sercu


Cierpienie… dotkliwe doświadczenie braku. Spontanicznie, przyczynę upatrujemy w zewnętrznych uwarunkowaniach. Ktoś nie daje tego, co wedle naszych wyobrażeń umożliwiłoby szczęście. Najbardziej doskwiera niedobór lub zupełny brak miłości. Serce boleje i obumiera,  gdyż „z zewnątrz” nie otrzymuje tego, czego pragnie.  Rzeczywiście, niejednokrotnie tak jest…

Istnieje jednak wiele dobra, którym się nie nasycamy, gdyż nasze serca pozostają ślepe i zamknięte. Są to promienie miłości, które pragną wniknąć do naszego wnętrza i nas uszczęśliwić, ale nie mogą, gdyż serce nie jest otwarte, aby je przyjąć. W wyniku tego tracimy otrzymywany czysty strumień dobroci, skazując się na "brudny staw" złych uczuć i nastawień. Oto stan duchowy, gdy wobec Dobra serce nie przypomina odważnie otwartej bramy, ale lękliwie zaryglowane wrota.  

W świetle uroczystości Najświętszego Serca Pana Jezusa można powiedzieć, że Chrystus wypromieniowuje ze swego Serca promienie miłości, którymi pragnie wypełniać w niepowtarzalny sposób każdego człowieka. Ale ludzkie serce wobec tego daru może odpowiedzieć postawą otwarcia lub zamknięcia: „Pragnę, przyjdź, wypełnij mnie i uświęć” lub „Nie chcę, odejdź, nie potrzebuję”.

Dzisiejsze wspomnienie Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny jest wspaniałą pomocą w tych zmaganiach z samym sobą, wobec świętości, miłości, cierpienia i szczęścia.  Niegdyś serce Maryi było szczególnie czczone jako „Najświętsze Serce Maryi”. Obecnie, od XIX wieku akcent pada na przymiot „niepokalane”, stąd aktualna nazwa wspomnienia; określenie „najświętsze serce” pozostaje zarezerwowane dla Jezusa. W ten sposób zostaje wydobyta cenna prawda. Otóż pomiędzy Jezusem i Maryją istnieje ścisła relacja. Jezus jest Bogiem, dlatego jego Serce jest najświętsze. Maryja jest człowiekiem. Jej serce jest niepokalane i święte dzięki obdarowaniu przez Boga. Wielkość Maryi polega na tym, że doskonale „na oścież” otworzyła swe serce na uszczęśliwiające, uświęcające i nasycające promienie, którymi Bóg zapragnął ją wypełnić. Przyjęła w siebie wszystko, czym miłujące Serce Jezusa postanowiło ją obdarzyć.

Maryja jest święta świętością Chrystusa, a nie sama z siebie. Nie jest samowystarczalną boginią. Tę prawdę dobrze ilustruje metafora Słońca i Księżyca. Słońce świeci własnym światłem. Księżyc natomiast jest widoczny w nocy, gdyż odbija światło słoneczne; jest niejako otwarty na promienie Słońca, nasyca się nimi i przekazuje dalej. Dzięki temu Księżyc lśni na nieboskłonie na wzór Słońca, mocą energii słonecznej.  Maryja jest jak „święty Księżyc”, promieniująca „super-świętością Słońca”, którym jest Chrystus.

Ta metafora pomaga także dostrzec dwie pokusy. Otóż przy pierwszej, Księżyc „widzi” tylko ciemność wokół siebie, nic więcej. To przypadki, gdy serce zamyka się w swym cierpieniu i odrzuca wszelki strumień dobra. Skutkiem tego jest obumieranie. Serce jest nieszczęśliwe, błędnie sądząc, że nie istnieje światło miłości. W drugim przypadku, Księżyc popada w iluzję bycia Słońcem. Jest to pyszne postrzeganie siebie jako bogini/bóstwo, która/e emanuje własnym boskim światłem. Taki człowiek odwraca się od Boga. Ewentualnie „jakoś” otwiera się, ale ze wszystkim robi Bogu i człowiekowi łaskę; tak, jakby Księżyc mówił wyniośle do Słońca: „Dziękuj za moje światło”. Taka pycha prowadzi do upadku i wewnętrznej ciemności, co pokazuje tragedia szatana i jego naśladowców.

Maryja daje nam realistyczny przykład, jak otwierać swe serce na Chrystusa. Przede wszystkim pokornie godzi się na doświadczenia, które ją spotykają. Otwiera swe serce, choć nie rozumie Bożych planów. Następnie jest tą, która „chowała wiernie te wspomnienia w swym sercu” (por. Łk 2, 41-51). Jest to swoiste „duchowe wchłanianie” otrzymanych Bożych promieni. W ten sposób Maryja coraz głębiej rozumiała Boży sens tego, czym została obdarowana. Na ziemi w pełni otworzyła swe serce na promienie Bożej miłości. Dzięki temu, doznaje teraz niebiańskiego ukojenia. Na wieki raduje się uszczęśliwiającą Obecnością Bożej Miłości. Maryjo, módl się za nami…

13 czerwca 2015 (Łk 2, 41-51)