Pokazywanie postów oznaczonych etykietą samotność. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą samotność. Pokaż wszystkie posty

Wyzwalająca samotność


Powołanie do samotności... do milczenia...To niesamowite zaproszenie ze strony Boga. Otwiera się niezwykła perspektywa… Wielka szansa, aby poczuć tajemnicze tchnienie Wiecznej Wolności pośród zniewalającej doczesności. Absurdy przestają przesłaniać cały horyzont istnienia, zyskując co najwyżej rangę marginalnej grudki.

W klimacie modlitwy i pokuty pustynia pozornego bezsensu staje się bujną oazą sensu. Wchodzimy w całkowicie odmienny paradygmat myślenia. Brak stałej obecności drugiego człowieka tuż obok nie powoduje cierpienia, ale rodzi w sercu szczere uczucie wdzięczności. Dobrze, że tak właśnie jest. Brak osoby, z którą można porozmawiać, nie osłabia, lecz wzmacnia. Wielorakie przeżycia nie rodzą oczekiwania, aby ktoś w końcu wysłuchał. To cenny skarb nie móc do nikogo powiedzieć: "Jesteś moja", "jesteś mój". Bogactwem jest nikogo nie oczekiwać w sensie współobecności, która zastąpi nieobecność. Wszelkie posiadanie, w wymiarze ludzi lub rzeczy, wyzwala nieznośny ból braku Absolutu. Dzięki samotnemu trwaniu minimalizacji ulega ryzyko męczenia swoją obecnością w iluzorycznym poczuciu uszczęśliwiania sobą. Pustelnia pozwala zniknąć z horyzontu ludzkich spojrzeń. To fascynujące uczucie mieć pewność, że nikogo nie męczę swoim widokiem i mówieniem. Zarazem dzięki samotności życiodajna cisza może harmonijnie falować, bez niepotrzebnych rozproszeń, które usiłują wejść w miejsce Wielkiej Ciszy.  

Świat na to patrzy zupełnie inaczej. Także ludzie rezygnujący ze świata, ale żyjący we wspólnotach, mają inną percepcję rzeczywiści. Pustelnicza samotność działa niczym lustro dające odwrotne widzenie doczesności. Dzięki temu odwróceniu odzyskujemy właściwy obraz Wieczności. Dyskretnie otulająca pustka ma w sobie jakąś przedziwną „moc stwórczą”. Otaczający od zewnątrz niebyt powoduje wyzwolenie we wnętrzu doświadczenia pełni Bytu. Całymi godzinami można trwać w samotnym milczeniu: modląc się, pracując, pisząc, czytając, rozmyślając. Wyjątkowy urok ma proste trwanie w teraźniejszości, bez przeszłości i przyszłości. Nikim nie byłem. Nikim nie będę. Ale to nie przeszkadza, aby teraz być w Kimś Nieskończonym. Im bardziej jestem nikim, tym bardziej Wielki Nieobecny przenika mnie swą Wieczną Obecnością. Patrzenie na pustelniczy mur jeszcze bardziej wzmacnia wyzwalające wrażenie bycia na bezludnej wyspie. Zmienia się całkowicie postrzeganie rzeczywistości. To, co dla człowieka w społeczeństwie jest często niechcianym ciężarem, w pustelni staje się kojącą ulgą. To, co w świecie jest upragnionym dobrem, tutaj generowałoby miażdżące udręczenie.

„Pójdźcie za Mną, a sprawię, że staniecie się rybakami ludzi” (Mk 1, 14-20). Te słowa Jezusa mają fundamentalne znaczenie dla pustelnika. W sumie każdy człowiek, który dobrowolnie podejmuje samotność i milczenie, może odnaleźć w tym zaproszeniu zbawienny program życiowy. Skok w samotność nie oznacza zakwestionowania wartości ludzkich. Jest to rezygnacja z fizycznej obecności drugiego człowieka, aby móc w całkowitej wolności skoczyć w „egzystencjalną przepaść”, skąd dochodzi mistyczny głos: „Pójdź za Mną”. Po ludzku to czyn skandalicznie bezsensowny. Po Bożemu to akt wiary, którego nad-sens przekracza sens wszelkich „ludzkich mądrości”. Skoro Jezus wzywa, aby umrzeć, to widocznie ta śmierć jest potrzebna. Wszak On sam dał najdoskonalszy przykład godząc się na bycie ukrzyżowanym, aby dać zbawienie całej ludzkości. Odsłaniając malutki skrawek misterium, można powiedzieć, że poprzez uśmiercający skok w milczenie i samotność brud egoistycznego „ja” może być intensywniej zmywany. Dzięki temu dusza efektywniej staje się przejrzystym oknem, poprzez które mogą docierać do świata promienie Boskiego Istnienia.

Znaczy to, że konkretne ludzkie serca otrzymują dar wewnętrznego doświadczania Boga. Takiego duchowego owocu nie jest w stanie „wyprodukować” najgenialniejsza ludzka aktywność.  Ależ święty paradoks! Gdy człowiek w posłuszeństwie Jezusowi odchodzi od ludzi, wtedy poprzez zaistniałą milczącą samotność staje się rybakiem ludzi. Bez fizycznego kontaktu ludzkie serca otrzymują łaskę, która pozwala otwierać się na miłującą obecność Boga. Ta prawda może być zrozumiała tylko dla tego, kto ma w sobie niezbędne światło Ducha Świętego. 

          11 stycznia 2016 (Mk 1, 14-20)
 

Przetrzymać samotność


Samotność jest pięknym darem... Zarazem wymagającym zadaniem i wyzwaniem. Wielką wartością jest gotowość do tego, aby spokojnie umierać, nie będąc trzymanym przez nikogo za rękę w ostatnich chwilach pobytu na tym „łez padole”.  Istnieje pewien duchowy obszar we wnętrzu, gdzie zasadniczo nikt na ziemi nas nie rozumie. Sprawy oczywiste w sercu samotnika, dla innych są przedmiotem całkowicie błędnych interpretacji. Nieraz powodem tego jest zła wola. Najczęściej jednak moralnie  wszystko jest w porządku, ale duchowa tajemnica pozostaje zakryta przed ludzkimi oczami i sercami. 


W tej egzystencjalnej sytuacji główny akcent nigdy nie powinien iść w kierunku prób wyjaśniania racji,  którymi się w życiu kierujemy. O wiele ważniejsza jest pokorna zgoda na bycie samotnym i niezrozumianym przez ludzi. Zarazem chodzi o to, aby z coraz większą determinacją wypełniać doświadczaną w sumieniu wolę Bożą. Taką postawę możemy nazwać „czuwaniem”, gdzie głównym przewodnikiem jest Duch Święty. Jest to szalenie wymagające wyzwanie. Zwłaszcza w monastycznej tradycji chrześcijańskiego Wschodu, pustelnikiem mógł zostać człowiek, który miał za sobą bagaż wielu doświadczeń duchowych. Samotne zmaganie wymaga wielkiej czujności i uwagi w codziennych sprawach oraz znajomości różnych procesów duchowych, z którymi trzeba dać sobie radę. Trudny jest brak ludzkiej osoby, na której można się oprzeć. Ale im mniej ludzkiego "podtrzymania", tym więcej Bożego wsparcia.

Strategiczne znaczenie mają chwile, gdy przeżywamy bardzo mocno wewnętrzny ucisk. Wszystko zdaje się wołać: „Już dłużej nie wytrzymam”. Nie należy tego stanu interpretować jako „koniec definitywny”. Wręcz przeciwnie, istnieje przedziwny związek pomiędzy „wielkim uciskiem” i „nadejściem Syna Człowieczego”. Intensyfikacja uciemiężenia nie jest znakiem, że wszystko już zmierza do absolutnego końca. Jest to zapowiedź nadejścia Jezusa, który pragnie ofiarować kolejny etap życia. Trzeba zacisnąć mocno zęby i z utęsknieniem wyglądać zbawczego nadejścia Mesjasza. Nawet jeśli doświadczamy kataklizmów, należy na to patrzeć z nadzieją. Znaczy to, że po aktualnym złu lub dobru nastąpi jeszcze większe dobro. „Wówczas ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w obłokach z wielką mocą i chwałą” (por. Mk 13, 24-32).

Bardzo ważny jest zmysł obserwacji oraz zdolność do wyciągania prawidłowych wniosków. Wszelki trud i każde bolesne zmaganie jest zapowiedzią nowej, głębszej  Bożej obecności. „Tak i wy, gdy ujrzycie, że to się dzieje, wiedzcie, że blisko jest, we drzwiach”. Szatan bardzo mocno atakuje wtedy beznadzieją i perspektywą pustki. Trzeba to przetrzymać z nadzieją, że nadchodzi Jezus, aby człowieka wybawić.

W tym stanie doznawanego napięcia istotne znaczenie ma to, czego najbardziej się trzymamy. Najlepszym rozwiązaniem jest karmienie się słowem Bożym, które jest skarbem nieprzemijającym. Jezus zapewnia: „Niebo i ziemia przeminą, ale moje słowa  nie przeminą”.  Wspaniale,  gdy następuje swoiste zespolenie samotności ze słowem Bożym. Owocem tego jest moc „wewnętrznego człowieka”, która pozwala  przetrwać nawet najbardziej unicestwiające zewnętrzne uciski i niezrozumienie. Źródłem umocnienia jest świadomość bycia rozumianym przez Jezusa, który cudownie uobecnia się w swoim słowie. Gdy prawdziwie jesteśmy posłuszni Duchowi Świętemu, oznacza to wchodzenie w swoistą „pustą przestrzeń”, gdzie doraźnie nie ma nikogo. Słowo Boże jest światłem, które pozwala przetrwać nawet największe ciemności. Serce wypełnia wtedy głębokie przekonanie, że po pustce i ciemności nastąpi jeszcze większa Pełnia i Jasność.

 Jezus zapowiedział tragiczne wydarzenia związane ze zniszczeniem świątyni w Jerozolimie w roku 70. To był bezapelacyjnie koniec pewnego religijnego świata o wielkiej wartości. Ale nie był to kres  absolutny, lecz początek całkowicie nowego świata, który zaczął istnieć po Zmartwychwstaniu Chrystusa. Odważnie przetrzymana samotność jest zawsze  wprowadzeniem do pełniejszego  uczestniczenia w obecności. Jest to Boża Obecność zmartwychwstałego Jezusa,  w której pojawią się także ludzie. Specyfiką tej nowej współobecności jest radość pełnego wzajemnego zrozumienia w Duchu Świętym.   

15 listopada 2015 (Mk 13, 24-32)
 

W mocy błogosławieństw


Żyć zgodnie z sumieniem… Nie tłumaczyć się ze swego sposobu życia i zarazem nikomu swego życia nie narzucać.  Sens ma tylko ewentualne podzielenie się swoim życiem na zasadzie nędznego świadectwa.

Generalnie, warto ograniczać ilość wypowiadanych słów. Wielkim błogosławieństwem jest trwanie w milczeniu. Oczywiście nie na zasadzie  jakiegoś niewolniczego przymusu, ale  z własnego wyboru, z wewnętrznym przekonaniem, że tak jest najbardziej sensownie. Słowa są przydatne nawet w ważnych rozmowach, ale mają bardzo ograniczone możliwości odnośnie najbardziej fundamentalnych postaw. Najgłębsze wybory mają swe źródło w sercu i tak naprawdę tylko Bóg rozumie to, co przed ludzkimi oczami pozostaje zakryte. Kto jest przyjacielem lub jest zwyczajnie człowiekiem  dobrym i życzliwym, ten zasadniczo nie potrzebuje wyjaśnień, gdyż czysta miłość opiera się na zaufaniu i ze swej natury emanuje bezwarunkową dobrocią. Kto jest w sercu źle nastawiony, ten i tak nawet najlepsze argumentacje potraktuje jedynie jako materiał do dalszego utwierdzania się w dotychczasowych złych myślach i negatywnych osądach.  Najlepiej całą uwagę koncentrować na wewnętrznym dialogu z Bogiem, zaś zewnętrznie wypowiadać tylko konieczne słowa.

Wielką pomocą w realizacji tego celu jest samotny styl życia. Samotność i milczenie to dwie nogi, które pozwalają zachować wewnętrzną równowagę i dzielnie pokonywać nawet największe „Himalaje cierpień i absurdów”. Jestem bezgranicznie wdzięczny Bogu, że na pustelniczej drodze coraz bardziej odkrywam moc błogosławieństwa, które jest konsekwencją trwania w samotności i milczeniu. Oj, warto ciężko pracować nad swoim gadulstwem, aby potem doświadczać wewnętrznego ukojenia i wyciszenia namiętności. Starożytni mnisi, ćwicząc tę sprawność, niejednokrotnie nic nie mówili nawet w czyjejś obecności. Ci, którzy mieli mądrość i pokorę, w lot chwytali, że milczenie było wyrazem miłości i szacunku i najwyraźniej słowa nie były potrzebne. Byłaby to bowiem czcza gadanina. Mnisi nie mieli też w zwyczaju do czegokolwiek nakłaniać, tym bardziej przekonywać do swoich racji poprzez dyskusję.

Warto także odważnie wejść do krainy samotności, aby po wielu wcześniejszych bolesnych zmaganiach smakować szczęście, jakie daje samotne trwanie na „swej pustyni”. Oczywiście nie są to propozycje tylko dla pustelników. Każdy chrześcijanin może obficie czerpać z rozlicznych błogosławieństw, które ofiarowuje Jezus Chrystus. By jednak zaczerpnąć z tego Boskiego daru, trzeba uprzednio wejść w odpowiedni stan duchowy. W każdym rodzaju powołania, samotność i milczenie są wielką pomocą. Chodzi o to, aby zewnętrznie pozostając w doczesnym świecie, wewnętrznie niejako „wydostać się” z niego i już teraz smakować królestwa niebieskiego. Jak to uczynić?

Sednem jest właściwe podejście do tego, co nas w życiu spotyka. Jeśli cierpimy z powodu doczesnych braków, materialnych bądź uczuciowych, heroicznie traktujmy to jako powód do radości. Jezus  wszystko z obfitą nawiązką nam wynagrodzi. Co więcej: „Błogosławieni będziecie, gdy ludzie was znienawidzą i gdy wyłączą was spośród siebie, gdy was zelżą i z powodu Syna Człowieczego podadzą w pogardę wasze imię jako niecne: cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie” (por. Łk 6, 20-26). Tę obietnicę można potraktować jako zaproszenie, aby ufnie podejmować „życie pustelnicze”; dosłownie lub przenośnie na dowolnej drodze powołania.

Pustelnik koncentruje się na Bogu, a nie na ludzkich reakcjach. Żyjąc samotnie, sam siebie uważam za totalną nicość. Dzięki temu ewentualna ludzka nienawiść, pogarda  lub groźba wykluczenia tracą moc rażenia, gdyż wcześniej sam siebie „unicestwiłem”. Samotność i milczenie pozwalają wygenerować niewidzialny, lecz silniejszy od najpotężniejszych laserów, duchowy strumień „miłującego współczucia”. Strumień ten pełni funkcję obronną i zarazem jest modlitwą wstawienniczą za atakujących. Samotność zaś nie przeraża, ale stwarza jeszcze lepsze warunki, aby zgodnie z poleceniem Jezusa spokojnie „cieszyć się i radować”. Panie Jezu, bądź uwielbiony w bezcennej obietnicy błogosławieństw! 

9 września 2015 (Łk 6, 20-26)

Rezygnacja i sens


„Nie mam dla kogo żyć”, to swoista definicja bezsensu… „Żyję, bo ty żyjesz”, to skondensowany opis czystej radości istnienia. Tak! Poczucie sensu życia łączy się ściśle z obecnością drugiego człowieka. W ludzkim wnętrzu istnieje głębokie skierowanie ku innej osobie, dla której podejmujemy codzienny trud. Największy wysiłek nie jest z reguły motywowany swymi potrzebami, ale pragnieniem, aby kogoś najbliższego obdarować. Rodzice poświęcają się bezgranicznie dla dobra dzieci. Małżonkowie nie szczędzą sił, aby wzajemnie się uszczęśliwić. Przyjaciele największą radość odnajdują nie w tym, że coś wspaniałego przeżyli, ale w tym, że mogą tym wzajemnie się podzielić. Nawet praca zawodowa daje satysfakcję, że można innym służyć i pomagać.

Człowiek jest istotą społeczną. Istnieje ogromna ilość wielorakich relacji międzyludzkich. Ale oprócz ludzkiego świata istnieje także świat rzeczy i przede wszystkim Świat Boski. W kontekście tych trzech światów istnieją dwie diametralnie odmienne kwestie, które warto dogłębnie medytować. Nie wystarczy sporadyczna refleksja, ale niezbędne jest nieustanne „przeżuwanie”, które z jednej strony uchroni przed szponami bezsensownej wegetacji, zaś z drugiej pozwoli odkryć  i coraz bardziej smakować tego, czym jest nadludzki sens.

Poważne zagrożenie łączy się z istnieniem dóbr materialnych, których gromadzenie może stać się pozornym sensem życia. Gdy materialne bogactwa stają się najważniejsze, wtedy także ludzie zaczynają być traktowani jedynie jako przydatne  rzeczy. Początkowo pasja bogacenia się w całości pochłania świadomość. Ale po początkowym zachłyśnięciu się, poczucie samotności i bezsensu zaczyna coraz bardziej doskwierać. Prawda jest bowiem taka, że człowiek pozostaje jedynie sam, otoczony rzeczami. W tej logice nawet nawiązywanie kolejnych relacji z ludźmi jest przeżywane jako powiększanie stanu posiadania. Nie jest dziwne, że wówczas nawet przy wielkiej zewnętrznie liczbie znajomych i „przyjaciół”, wewnętrznie dotkliwie drąży jakaś dziwna pustka.

W miłości występuje bezinteresowne obdarowywanie, które generuje czyste uczucie: „Cieszę się, że mogę ci coś dać”. W przypadku posiadania obdarowywany człowiek jest urzeczowiony i traktowany jako własność. Występuje tu podskórnie tok rozumowania: „Skoro ja ci coś daję, to znaczy, że ty jesteś z tego powodu mój”.  Taki mechanizm prowadzi nieuchronnie do tragicznych skutków. Człowiek tak naprawdę żyje tylko dla siebie, co stopniowo przeobraża życie w egzystencję pełną niezadowolenia.     

Totalnie inaczej wygląda sytuacja, gdy serce otwiera się na Boski Świat. Chrześcijaństwo pięknie ukazuje, że doskonałym wcieleniem tej rzeczywistości jest Jezus Chrystus, który jest jednocześnie Bogiem i człowiekiem. Niesamowite konsekwencje wypływają z Jego obietnicy, która zapisana jest w Ewangelii:  „I każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy” (por. Mt 19 23-30). Jest to zaproszenie, aby odważnie zrezygnować z tego, co dotąd stanowiło sens życia, w odniesieniu do bliskich osób lub rzeczy. Jezus nie namawia do tego, aby egoistycznie porzucić kochane osoby lub nieodpowiedzialnie zmarnować posiadane rzeczy. Chodzi o odejście, które motywowane jest miłością do Boga.

To właśnie w tej perspektywie pustelnik opuszcza fizycznie świat ludzkich relacji, aby w samotności radykalnie skoncentrować się tylko na Bogu. Powstaje wtedy „niemiłosierna pustka”, którą Jezus zgodnie z daną obietnicą zaczyna wypełniać swą nieskończoną Obecnością. Pustka bez Boga, to bezsens. Pustka z Bogiem to nad-sens. Owocem tego procesu jest także „po stokroć” większa niż wcześniej duchowa obecność ludzi.

Rezygnacja i samotność, w odpowiedzi na Boże wezwanie,  wyzwalają totalnie nowe doświadczenie sensu. Źródłem tego sensu jest życie dla Jezusa. Nieskończoność Chrystusa sprawia, że serce odczuwa maksymalny poziom sensu. Jest to przedsmak Wieczności, w której wszystko, z czego na ziemi zrezygnowaliśmy dla Chrystusa, bezgranicznie obficiej powróci i już na zawsze będzie nas dogłębnie uszczęśliwiać…

18 sierpnia 2015 (Mt 19, 23-30)