Pokorne uniżenie


Ciało i dusza… Tak wiele pomiędzy nimi się dzieje. Wewnętrzne doświadczenia znajdują odzwierciedlenie w zewnętrznych reakcjach. Zewnętrzne gesty mają wpływ na stan wnętrza. Kto pomija znaczenie ciała, ten bardzo łatwo popada w „pielęgnowanie faryzejskich iluzji”. Nawet gdy usta mówią „Jezus Chrystus”, zarozumiale wyprężone ciało będzie oznaką, że w centrum serca jest "Ja". Jakże to smutne, gdy wyniosłe ciało tryska „faryzejską pychą”. Odsłonięta pycha jest największym bezwstydem…

 Jezus przestrzega: „Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony” (por. Mt 23, 1-12). Aby podjąć to piękne zaproszenie do pokory, sama dusza nie wystarczy. Trzeba koniecznie zaangażować ciało.  Ciało, poprzez gesty uniżenia, wspaniale pociąga za sobą duszę, która synchronicznie wchodzi w stan uniżenia. Od dziesiątek „wzniosłych deklaracji” większą duchową moc ma jeden szczery głęboki pokłon przed Bogiem. Wtedy już nawet słowa nie są potrzebne, gdyż mowa ciała wszystko wyraża. Bóg Ojciec w takim człowieku rozpoznaje swego Uniżonego Syna, Jezusa Chrystusa…   

Warto praktykować gest modlitewny, który polega na tym, że człowiek rzuca się na kolana i następnie dotyka czołem, przedramionami oraz dłońmi ziemi (posadzki). Jest to padnięcie na twarz przed Jezusem Chrystusem w akcie uniżonej adoracji, całkowitego poddania się i zupełnego ogołocenia. Ten przyziemny pokłon jest  przemieniającym wewnętrznie znakiem chrześcijańskiej pokory. Jesteśmy wtedy zgięci w pół i w pewien sposób przypominamy pozycję dziecka w łonie matki. W strukturze człowieka dokonuje się wtedy „odkodowanie” najbardziej pierwotnych doznań z okresu płodowego. Cały człowiek, aż do rdzenia serca, jest przeniknięty poczuciem swej słabości i bezradności. Kształt ciała „przygina” wyniosłość duszy i złudne poczucie niezależności.   

Z pomocą ikony Maryi, poprzez zgięte w łuk ciało, w sercu rodzi się głębokie doświadczenie bycia dzieckiem, którego Matką jest Maryja. Wstawiennictwo Maryi umożliwia jednoczenie się z Jezusem, który przebywał w łonie Maryi. Bóg Ojciec poprzez nasze upokorzone ciało dostrzega swego Uniżonego Syna. Owocem tego wejrzenia jest dar Ducha Świętego, który wypełnia nas swą Boską Obecnością. Dokonuje się spełnienie obietnicy: „kto się poniża, będzie wywyższony”. Fascynujące jest to, że w spełnieniu tego proroctwa uczestniczy cała dusza i każdy  skrawek zgiętego ciała. Ciało pociąga za sobą duszę i cały człowiek, bez faryzejskich pozorów, autentycznie spotyka się z Bogiem.

Od „wyprostowanych" uwielbień więcej można uzyskać poprzez samotne pokorne padnięcie na twarz przed Bogiem. Taka postawa ciała pomaga w tym, aby w sercu nastąpiło wyzwolenie jak najgłębszych pokładów duchowego uniżenia. Pustelnicy praktykowali i praktykują w samotności tę modlitwę jako nadzwyczaj owocną metodę wzrastania w pokorze. Ciało w ten sposób staje się wspaniałym środkiem, aby uwielbiać Boga. Jedna z rozbudowanych form pokłonu polega na tym, że człowiek najpierw na stojąco mówi: „Panie Jezu Chryste, Synu Boży”, po czym rzuca się na kolana i dotykając czołem ziemi kończy: „zmiłuj się nade mną, grzesznikiem”. I tak 33 razy, w nawiązaniu do wieku Jezusa.

Nieraz okazuje się, że ktoś nie jest w stanie paść na twarz przed Bogiem; ewentualnie tylko skłania się, nie dotykając czołem ziemi. Jest to ewidentny znak, że pokłady pychy w duszy utrzymują ciało na uwięzi (oczywiście pomijamy przypadki, gdy ktoś chce, ale zdrowotnie nie może). Skoro dusza nie kłania się do końca przed Bogiem, to i ciało też nie jest w stanie dokonać aktu uniżenia. Odpada też faryzejska motywacja „żeby się ludziom pokazać”. Można powiedzieć, że padanie na twarz przed Bogiem w samotności jest „świętym testem”. Kto potrafi skruszony ze łzami uderzać czołem o posadzkę przed Panem Jezusem, ten ma powód do radości i pokoju serca. Znaczy to, że inne pozycje i gesty modlitewne też są przejawem pokory przed Bogiem. 

3 marca 2015 (Mt 23, 1-12)