Szaleństwo i Zbawienny Trójkąt


Usiedli naprzeciwko siebie. Twarze pełne Boskiego skupienia. Głębokie wzajemne spojrzenie w oczy. Przenikliwe wpatrywanie się w duszę, skrywającą się za niepowtarzalnym  kolorem tęczówki. A to wszystko jednym wielkim preludium do wypowiedzenia bezcennych słów: „Dotrzemy do końca. We Trójkę!”.  

Tak! Gdy dwoje ludzi decyduje się na małżeństwo, to wtedy nie pozostaje nic innego, jak tylko  powiedzieć: czystej wody szaleństwo! Jesteś szalona! Jesteś szalony! I najsensowniejszą odpowiedzią kandydatów do małżeńskiej drogi byłoby stwierdzenie. Dokładnie tak! Jesteśmy szaleńcami. Każda inna odpowiedź, to powód do tego, aby kolana się ugięły. Dlaczego?

 Są dwie zasadnicze przyczyny. Po pierwsze, może być tak, że mamy do czynienia z ludźmi, którzy po ludzku bardzo poważnie podchodzą do sprawy. W rezultacie dochodzą do przekonania, że wiedzą na czym stoi małżeństwo i rodzina. Siebie postrzegają jako dobrze przygotowanych do wspólnej drogi życia. Jakże tragikomiczna pokusa „zarozumiałej mądrości”! Małżeństwo jest bowiem tak wielkim życiowym wyzwaniem, że nawet najlepsze ludzkie przygotowania, tak naprawdę niewiele znaczą. Szatan szczególnie lubuje się w rozbijaniu tego wszystkiego, co ludzka pewność siebie uważa za niezniszczalne. Ileż „Titaniców” już zatonęło! 

Drugi powód, to tym razem swoista życiowa nonszalancja. Ludzie nie widzą żadnego szaleństwa w swej decyzji. Wszak chodzi o zrobienie czegoś, co stanowi normalny bieg rzeczy. Brak świadomości niebezpieczeństw i wielkich małżeńskich wyzwań. Króluje tu postawa „jakoś tam będzie”. Wspólnym mianownikiem przy „pokusie mądrości” i „pokusie nonszalancji” jest  zatrzymanie się na poziomie czysto ludzkim. Nie pojawia się odniesienie do Boga. To znaczy religijna uroczystość ślubu może mieć miejsce, ale jest to tylko czysta tradycja. Zewnętrzna forma, gdzie Bóg w żaden sposób nie jest traktowany na serio. W konsekwencji nie budzi większego zdziwienia fakt, że tego typu pary kończą często rozwodem lub wspólnym życiem, ale na zasadzie wzajemnego przyzwyczajenia, bez większych oznak miłości. 

Dlatego świetnie, jeśli narzeczeni z rozbrajająca szczerością potrafią powiedzieć sobie: „jesteś szalona”, „jesteś szalony”.  Takie słowa oznaczają pokorne uznanie, że chodzi o podjęcie szaleńczej decyzji. Z jednej strony czuję w sumieniu, że to dobra decyzja. Z drugiej uznaję, że to, na co decyduję się, całkowicie mnie przerasta. Być szalonym, to podejmować coś, co z góry jest skazane na porażkę. I tu dotykamy newralgicznego punktu. Porażka niechybnie nastąpi przy ograniczeniu się do ludzkich sił. Ale jeżeli serca otworzą się na Boską moc, to wtedy wszystko ulega diametralnie zmianie i jak najbardziej może zakończyć się pięknym zwycięstwem. Tym najdoskonalszym źródłem nadprzyrodzonej siły jest Jezus Chrystus, który mówi o sobie: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie” (J 14, 6). Głęboki sens sakramentu  małżeństwa polega właśnie na przyjęciu osoby Jezusa do wspólnego życia. Powstaje „Boży Trójkąt”. I nie chodzi tylko o to, że Chrystus pomaga na drodze życia i prawdy. On przychodzi i jest Drogą, Prawdą i Życiem. Droga oznacza Jego współobecność we wszystkich doświadczeniach życiowych. Prawda utożsamia się z możliwością całkowitego pokładania ufności w Nim. Życie jest trwaniem w życiodajnej relacji z Nim. 

            Szaleńcy, którzy na serio przyjmują Jezusa, mogą być spokojni o swoją wspólną przyszłość.  Największe życiowe próby, największe ataki szatana, wszystko zostanie przezwyciężone nieskończoną  mocą Pana. Warto co pewien czas przed ślubem i potem po ślubie siadać naprzeciwko siebie, przenikać się wzajemnie spojrzeniem i mówić sobie z wciąż nową determinacją słowa. Jakie? Dotrzemy do końca we Trójkę: Jezus, Ty i ja. Co by nie było, razem dotrzemy do Nieba… do Domu Ojca.

26 kwietnia 2013 (J 14, 1-6)