„Piękno zbawi świat”. Pełne subtelnego smaku słowa Dostojewskiego.
Genialnie uchwycona prawda. W zestawieniu z Chrystusowym „Czy kochasz mnie?”,
stajemy się uczestnikami głębokiego dramatu (por. J 21, 1-19). Zmaganie
pomiędzy egoistycznym pożądaniem i miłującym zachwytem. Brak miłości odziera
piękno z jego blasku. Miłość wydobywa Boskie promieniowanie piękna. Te prawdy
przenikają zwyczajną codzienność. Z jednej strony, nieczyste pożądanie. Z
drugiej, czyste upodobanie i wzruszenie. Warto jak najlepiej uświadomić sobie
całkowitą odmienność tych dwóch stanów. Nie można wszystkiego wsadzać do
jednego worka. Mężczyzna patrzy na kobietę. Z takiego zdania praktycznie nic
jednoznacznie nie wynika. To mogą być dwa radykalnie odmienne spojrzenia:
wygłodniałe pożądanie lub czule nasycająca miłość.
W pożądaniu osoba zredukowana jest do przedmiotu. Staje się rzeczą, używaną
jak ogrodowe narzędzie. Na pierwszy plan wysuwa się materialność. Człowiek
"spożywa" człowieka, niczym hamburgera lub hot doga. Wykorzystuje
drugiego do zaspokojenia własnych żądz. Świat przeżyć osoby pożądanej nie jest
brany pod uwagę. To swoiste sprowadzanie do nicości. Człowiek pożądany jest
"konsumowany" podobnie jak piwo. Coś obecnego przestaje być. Zostaje
pusta puszka, którą po spożyciu się wyrzuca. Spojrzenie pożądające redukuje
duchowo-cielesną całość do zwykłej cielesnej fizyczności. Można przyrównać to do oglądania pięknej kamiennej rzeźby.
Pożądać to redukować całość do materiału. Najważniejsze staje się posiadanie
rzeźby w sensie martwego kamienia.
Naturalną reakcją jest obrona przed konkretnym pożądającym spojrzeniem.
Jest to w pełni właściwe zachowanie. Ale nie można popełnić błędu postawy
ogólnego zamknięcia się na spojrzenie i gesty drugiego. Istnieje bowiem także
spojrzenie i język miłości. Tym razem wchodzimy w całkowicie odmienny świat
przeżyć. Rzeczywistość nieuśmiercana, ale zmartwychwstała. Zauważmy, że Zmartwychwstałego
Pana dostrzegali tylko ci, którzy szczerze Go szukali. Ci, których serca
przechodziły w stan pałania miłością. Dla ludzi nastawionych na własne
zaspokojenie, bez miłości, Jezus pozostawał kimś bez wyrazu. Nawet nie wyzwalał
radości, lecz strach.
Spojrzenie z miłością otwiera zupełnie nowe horyzonty. Rodzi się prawdziwa
kontemplacja. Kontemplować, to wpatrywać się z miłosnym upodobaniem. Nie jest
to jakieś obojętne, niewzruszone postrzeganie. To wzrok pełen ciepła i
zaangażowania. Kontemplacja powoduje poruszenie serca i wyzwala całą gamę uczuć
i emocji. Ukazuje się droga, która prowadzi do szerokiego spektrum wewnętrznych
wzruszeń, zachwytu oraz duchowej rozkoszy. Kontemplować, to odkrywać w
kontemplowanym blask Nieskończonego Piękna. Wpatruję się w ukochaną osobę, bo
jest piękna. Czysta bezinteresowność. Zostaje wydobyta cała sfera duchowa.
Ciało nie jest konsumowane. Ciało staje się prześwitem duchowego świata. Nie ma
tu miejsca na umniejszające spożywanie, jak przy pożądaniu. Wręcz przeciwnie,
następuje ubogacające nasycanie. Piękne ciało jest postrzegane jako otwarte
okno, poprzez które można dostrzec promienie Boskiego Piękna i Miłości.
Porównując do rzeźby, kamień w pewien sposób znika. Pozostaje jedynie wyzwolona
duchowa rozkosz miłosnego smakowania Boskości.
Kontemplowana osoba nie zostaje umniejszona, ale wręcz przeciwnie. Zostaje
niejako nasycana ubóstwiającym spojrzeniem. Doświadcza głęboko w sobie bycia
uwielbianą. To sprawia, że rośnie w istnieniu. Gdy za ten pełen zachwytu wzrok
pokornie dziękuje Bogu, jeszcze bardziej zanurza się w płynącym strumieniu
uwielbienia. Rodzi to posmak uczestniczenia w boskiej rzeczywistości. Czysta
radość istnienia. Dokonuje się niezwykły dialog pomiędzy kontemplującym i
kontemplowanym. Dialog ten znajduje swe ukoronowanie we wspólnym smakowaniu
Boskiego szczęścia i radości istnienia. Kontemplujący cieszy się kontemplowaną.
Kontemplowana raduje się kontemplującym. Wszystko znajduje swe źródło i
uwieńczenie w Chrystusie, Wcielonym Absolucie Piękna i Miłości. Piękno Miłości…
Miłość Piękna. Zachwycająca moc zbawczej mocy Umiłowanego Piękna. Już tu na
ziemi posmak Niebiańskiego Szczęścia.
14 kwietnia 2013 (J 21, 1-19)