Na drodze do Boga człowiek
podejmuje różne decyzje i zobowiązania. Nieraz można odnieść wrażenie, że to
już wystarczy. Praca nad charakterem sama w sobie staje się cnotą, która rodzi
wewnętrzne zadowolenie. W starożytności, filozofowie stoiccy bardzo duży akcent
położyli na rygorystyczną samodyscyplinę. Wedle stoicyzmu,
formułowanie wobec siebie twardych wymogów i późniejsza ich realizacja świadczą
o stopniu bycia człowiekiem. Uczucia nie mają większego prawa głosu. Liczy się
tylko chłodny rozum i konsekwentna realizacja podjętych zobowiązań.
Pisarze chrześcijańscy
często inspirowali się filozofią stoicką. Do tego stopnia, że w miarę upływu
czasu wiele filozoficznych tez stoicyzmu zaczęto traktować jako rdzennie
chrześcijańskie. Dotyczy to zwłaszcza obszaru podejmowania tzw. dobrych
postanowień. Ale w rzeczywistości sprawy wyglądają nieco inaczej. Pomocą w
dostrzeżeniu różnicy pomiędzy podejściem stoickim i chrześcijańskim jest
np. wydarzenie w Kanie Galilejskiej. Za wstawiennictwem Maryi Jezus
przemienia wodę w wino. Słudzy, posłuszni słowom Maryi, napełniają stągwie
zwykłą wodą. Jezus zaś sprawia swą Boską mocą, że chwilę potem pojawia się wino
o wysokich walorach smakowych.
Otóż sama ludzka decyzja
jest tylko zwykłą wodą. Ta ograniczoność może ujawnić się na dwa sposoby.
Najpierw woda po prostu się wyczerpuje i następuje posucha. To sytuacja, gdy po
okresie podejmowanych ambitnych decyzji siły zaczynają powoli opadać. Nieraz
piękne postanowienie w ogólne nie jest nawet ani razu zrealizowane. Same
ludzkie siły nie wystarczą. Nie pozostaje nic innego, jak usprawiedliwiać się
ciężarami i trudami życia. Jakże smutna i co gorsza beznadziejna porażka. W
drugim przypadku wzorem stoickich mistrzów, człowiek nie dopuszcza w żaden
sposób do zaistnienia jakiejkolwiek słabości charakteru. Z wnętrza wyzwalane są
siły, aby trwać w podjętych decyzjach. Co więcej, upływ czasu powoduje nawet
systematyczny wzrost wymogów. Zewnętrznie wygląda to bardzo atrakcyjnie dla
człowieka dążącego do wysokich standardów moralnych. Istnieje nawet pokusa
użycia sformułowania, że taki „heros szlachetnych decyzji” jest prawdziwym
chrześcijaninem. Ale prawda jest zupełnie inna. To nadal jest tylko zwykła
woda. Dodatkowo często wzburzona poprzez co powstaje wrażenie, że jest jej
znacznie więcej niż w rzeczywistości. Źródłem siły w gromadzeniu wody jest
tutaj niestety pycha. Sam zaspokoję potrzeby, bez niczyjej pomocy. Słowa „Bóg”
„Maryja” pojawiają się w stosowanym słownictwie religijnym. Ale to tylko słowa.
Rzeczywiste siły czerpane są z własnej pychy. Co więcej, z dyskretną pomocą
przychodzi zły duch. Daje dodatkowe siły, nawet potężne, aby potem wszystko
odebrać. Ostatecznie iluzja pryska w momencie śmierci. Decyzja „postanawiam
żyć” staje się niewykonalna... Cóż z tego wszystkiego wynika?
Właściwie tylko jedno.
Warto być jak słudzy na weselu w Kanie, którzy słuchają Maryi. Dlatego przede
wszystkim każdą wodę decyzji i dobrych postanowień warto powierzyć
Jezusowi. Maryja dodatkowo wstawia się, aby Jezus użył swej świętej Mocy. W
rezultacie Jezus tę naszą wodę przemienia w wino. Jak to rozumieć? Otóż decyzja
zostaje przeniknięta Duchem Świętym. Duch Święty sprawia, że jesteśmy w stanie
podjąć dane zobowiązania i trwale je realizować. Jednocześnie upływ czasu
powoduje sukcesywnie wzrost wymagań. Ale nie jest to konsekwencja ludzkiej
pychy lub wpływu złego ducha. To piękny owoc działania Ducha Świętego. To nie
jest zwykła woda. To już wino, które odznacza się niepospolitym Bożym smakiem
świętości.
Maryjo, módl się za nami.
Niech nasze decyzje będą jak najpełniej przenikane mocą Ducha Świętego.
29 lipca 2013 (J 11, 19-27)