Czego dzisiaj oczekujesz?



Rzeka wylała i woda zaczęła gwałtownie oblewać dokoła pobliski dom. Sytuacja stawała się z minuty na minutę coraz bardziej dramatyczna. Właściciel domu zaczął zanosić do Boga gorące modlitwy. „Panie, ratuj, bo utonę”. Wkrótce w pobliżu pojawiła się łódka. Woda tymczasem coraz bardziej przybierała. Zdesperowany człowiek jeszcze głośniej błagał „Pomóż!”. Łódka przybliżyła się do domu i wystarczyło jedynie wskoczyć do niej z tarasu. Ale właściciel nadal czegoś oczekiwał. Ostatecznie utonął, pogrążony wraz z domem w wodzie. Gdy po śmierci pojawił się na Sądzie, od razu skierował do Boga pełną cynicznej goryczy pretensję: „Mówisz, że jesteś Miłością!? Dlaczego w takim razie nie wysłuchałeś mego błagania? Dlaczego mi nie pomogłeś? !”. Wtedy Bóg odpowiedział krótkim pytaniem: „A jak myślisz? Kto przysłał ci tę łódkę, która podpłynęła pod twój dom, gdy tonąłeś?”.

            Ta opowieść wpisuje się centralnie w istotę obecnie przeżywanego adwentowego czasu. W Adwencie oczekujemy na przyjście Pana. Zarazem uwrażliwiamy nasze wnętrze na głęboki sens całej naszej doczesnej ludzkiej egzystencji. Czym jest życie ludzkie?  To jedno wielkie oczekiwanie na przyjście „zbawiciela”. „Zbawiciel” oznacza kogoś, kto ostatecznie wyzwoli nas z tego, czego nie chcemy i udzieli nam tego, czego pragniemy. W tym najbardziej podstawowym sensie każdy człowiek czegoś oczekuje i kogoś poszukuje. 

            Chrześcijanie wierzą, że jedynym Zbawicielem jest tylko i wyłącznie Jezus Chrystus. Pojawia się jednak swoisty dramat oczekiwania, który ściśle łączy się z doświadczeniem konstruowania własnych wyobrażeń. Otóż oczekujemy i zarazem  posiadamy konkretne wyobrażenia tego, co ma spełnić nasze oczekiwania. Taki stan powoduje, że paradoksalnie nasze wyobrażenia stają się często największym wrogiem tego, co „po Bożemu” dla nas najlepsze.  Nieraz rodzi się bolesne czy wręcz rozpaczliwe poczucie radykalnie niespełnionych oczekiwań. W codzienności często coś mierzi, bo  nie jest do końca po naszej myśli. Poczucie gorzkiego niezadowolenia jest ewidentnym znakiem braku przyjęcia Zbawiciela do serca. 

Problem ten bardzo dobrze ilustruje pewien fragment Ewangelii (Por. Łk 5, 17-26). Otóż widzimy tam konfrontację ludzkich oczekiwań odnośnie Boga z rzeczywistymi znakami Bożego działania. Jezus przychodzi i dokonuje ewidentnego znaku uzdrowienia paralityka. Tym samym potwierdza swą dobroć i przede wszystkim Boską tożsamość. Ale od tego dotykalnego  znaku ważniejsze są dla faryzeuszy i uczonych ich wyobrażenia o Mesjaszu. Dlatego zamiast ufnie przyjąć Jezusa jako Zbawiciela, odrzucają Go jako bluźniercę: „Któż On jest, że śmie mówić bluźnierstwa?”.  Zmarnowali dar obecności Zbawiciela, oczekując „innego-Mesjasza”, który już jednak nigdy nie przyjdzie. Ten, który miał przyjść, już przyszedł… 

Tak! Zamknięcie się w swoich „idealnych wyobrażeniach” powoduje zaślepienie na prawdziwego Zbawiciela.  Bóg prawdziwy przychodzi poprzez konkretne znaki, które realnie dokonują się w naszej obecności, na naszych oczach. Naszych oczekiwań nie można niewolniczo wiązać z naszymi wyobrażeniami, ale należy ściśle zespolić je z „tu i teraz”.

W owej opowieści tonący człowiek tkwił w jakimś wyimaginowanym obrazie Bożej odpowiedzi. Może myślał, że Bóg przyjdzie jako świetlisty anioł i cudownie uniesie go ponad wodami na suchy brzeg? To oczekiwanie nie spełniło się. Ale to nie oznaczało braku Bożej odpowiedzi. Bóg odpowiedział poprzez konkretny znak łódki-tuż-obok. Wystarczyło tak bardzo zwyczajnie wsiąść , aby przyjąć Boży dar i ocalić życie… 

Oczekiwać zgodnie z Wolą Bożą, to po prostu pokornie i ufnie przyjmować Jezusa i znaki, które od Niego konkretnie otrzymujemy. Bóg przychodzi w rzeczywistych sytuacjach i ludziach, którzy tajemniczo pojawiają się na drodze naszego życia. Jeśli będziemy oczekiwać spełnienia „nie wiadomo czego”, to skończymy podobnie jak ów topielec, który zmarnował otrzymaną od Boga szansę…  

9 grudnia  2013 (Łk 5, 17-26)