Pokój serca prostaczka


Pytanie… wymagające głębokiej refleksji. Chodzi o sytuacje, gdy droga wiary trwa od pewnego czasu i pojawia się wrażenie, że już wiele spraw zostało uporządkowanych i właściwie ułożonych. Jak to możliwe, że szczerze podejmowane modlitwy  niejednokrotnie nie owocują w postaci nieboskłonu, ale raczej rzeczywistością staje się ogrom czarnych chmur, które nadciągają z mocą, poganiane przez silny wiatr. Szukając odpowiedzi, warto uświadomić sobie trzy etapy w procesie pogłębiania relacji z Jezusem.

   W pierwszym etapie, wnętrze wierzącego rzeczywiście zaczyna wypełniać pewien pokój i wiele typowo pogańskich zachowań zanika. Pułapka polega na tym, że mimowolnie powstaje kuszące przekonanie, że już pozostało jedynie swoiste doszlifowywanie uzyskanego diamentu wiary. Ale przecież nie można zapomnieć, że Bóg jest Nieskończony i w konsekwencji przed człowiekiem wciąż pozostaje nieskończony horyzont przebóstwienia życia. Kilka fundamentalnych spraw może rzeczywiście zostało uporządkowanych, ale z pewnością pozostaje jeszcze wiele obszarów do przemiany. Zarazem istnieje ciekawe zjawisko, że w najgłębszych warstwach fundamentu wciąż istnieje niebezpieczeństwo erozji. Te negatywne zjawiska sprowadzają się do różnych form zniewolenia. Człowiek myśli, że Bóg jest już na trwałe najważniejszy. Ale wcale tak nie jest. Właściwie każdy dzień staje się czasem przezwyciężania starych lub nowych zniewalających macek.

I tu właśnie Miłosierny Bóg dopuszcza zaistnienie drugiego etapu „burzowych zmagań”. Chodzi o ujawnienie bolesnej choroby i podjęcie stosownej terapii. Sprawa dotyczy ukrytego wcześniej zniewolenia. Gdy chcemy je usunąć pokój pryska i zaczyna się zawierucha.  Wyraziście obrazuje to stan człowieka zniewolonego przez narkotyk. Gdy odpowiednia dawka została zażyta, wtedy wszystko jest w porządku. Nawet samopoczucie jest dużo lepsze niż u innych ludzi. W miarę jak środek przestaje działać, stan się pogarsza. Kolejna działka rozwiązuje problem i znów na pewien czas zewnętrznie jest spokój. Ale ten pokój jest przecież jedną wielką iluzją. Wyraźnie to widać, gdy nastąpi próba odstawienia kolejnej porcji narkotyku. Ból zaczyna intensywnie się nasilać. Wcześniejszy radosny pokój przeobraża się w koszmarny niepokój i wręcz fizyczny ból. Powstaje dramatyczny wybór: wrócić do dawnego dobrze znanego „pokoju” czy podjąć drogę ku „nowemu pokojowi”.

W tym wyborze tkwi sedno drugiego etapu. Stąd burza, która przecież już w samej przyrodzie jest rezultatem ścierania się różnych prądów atmosferycznych powietrza. Narkotyk dosłownie rozumiany jest szalenie niebezpieczny, gdyż zabija nawet fizycznie. Ale różne „narkotyczne uzależnienia” w sensie przenośnym mogą być dla ducha znacznie bardziej niebezpieczne. Pozostają bowiem w dyskretnym ukryciu. Dadzą o sobie znać, gdy ich braknie z konieczności lub z własnego wyboru. Takim narkotykiem może być przyjemność jedzenia, sprawowanie władzy, robienie zakupów, oglądanie telewizji itd. W rzeczywistości rzeczy te są ważniejsze od Boga.

W tym egzystencjalnym momencie pojawia się szansa przejścia do trzeciego etapu. Zarazem bezcenną wartością okazuje się wszystko to, co dotąd zostało wypracowane na drodze do Boga. Cała istniejąca wcześniejsza wiara i aktualny wybór zgodnie z Ewangelią pozwalają na zrobienie kolejnych kroków w dobrą stronę. W sercu na nowo zamieszkuje pokój. Obecnie jest to prawdziwy pokój Chrystusowy, a nie iluzoryczny pokój oparty na danej rzeczy. Nie znaczy to, że dana rzecz musi znikać. Jeśli jest sama w sobie dobra, jak najbardziej może lub nawet powinna pozostać (to nie dotyczy oczywiście w żadnym stopniu narkotyku dosłownie rozumianego). Obecnie ta rzecz już nie zniewala, gdyż Chrystus zajmuje pierwsze miejsce i udziela swego pokoju. Duchu Święty prowadź ku coraz wierniejszemu wypełnianiu Woli Ojca we wszystkich obszarach życia.  

16 lipca 2014 (Mt 11, 25-27)