Kim jest dla ciebie Jezus Chrystus? To pytanie
można wręcz nazwać „klasycznym”. Pojawia się w różnych kontekstach. Ale często
ma miejsce jedynie optyka rachunku sumienia. Celem pytania jest
wzbudzenie refleksji, która ma służyć poprawie moralnego postępowania.
Oczywiście bardzo dobrze, jeśli człowiek zastanawia się nad swoim życiem, aby
poprawić jego wartość. Ale wielka szkoda, gdy chrześcijanin ogranicza się jedynie
do własnych zmagań moralnych i czysto ludzkich rozważań. Jakie są tego
negatywne konsekwencje?
Przede wszystkim nie docieramy do tego, co
najważniejsze. Wciąż pozostajemy jedynie w obszarze własnych ludzkich odkryć i
moralnych osiągnięć. Jezus jako konkretna i realna osoba pozostaje tak naprawdę
„Wielkim Nieznanym”. Owocem dokonanych przemyśleń może być np. postanowienie
codziennej modlitwy, wierność niedzielnej Eucharystii czy też częsta spowiedź.
Ale wszystko pozostaje spowite ciężką koniecznością, która najchętniej
zostałaby odrzucona. Dobrze obrazuje to rodzaj odczucia, gdy pojawia się
uciążliwa myśl „jeszcze trzeba iść do Kościoła”. Rdzeń tego trudu polega na
tym, że człowiek robi coś, do czego w głębi serca nie jest przekonany. Silna
wola i sprawny intelekt pozwalają bardzo dużo uzyskać. Ale
niezmiennie „Bóg żywy” pozostaje ukryty. Istnieje swoista
pustka, która od wewnątrz „osłabia” i obezwładnia. Występuje także nietrwałość
podjętych postanowień. Oto miał się rozpocząć „porządniejszy” sposób życia
razem z Jezusem; pojawiły się być może nowe, „promieniujące Bogiem”
zachowania i aktywności. Ale po niedługim czasie wszystko wróciło zasadniczo do
wcześniejszej
„normy”.
Szkoda tracić wspaniałe owoce, które można
uzyskać dzięki pytaniu: „Kim jest dla ciebie Jezus?”. Lepiej obrać inną drogę.
Jaką? Szukając odpowiedzi, warto dokładnie przyjrzeć się pewnej rozmowie Jezusa
z Piotrem (Mt 16, 13-20). Piotr mówi do Jezusa: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga
żywego”. W odpowiedzi na te słowa Jezus stwierdza: „Błogosławiony
jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem ciało i krew nie objawiły ci tego, lecz
Ojciec mój, który jest w niebie”. To wyraziste wskazanie, że poznanie Piotra
nie jest tylko rezultatem naturalnych poszukiwań i zmagań „ciała i krwi”. Bycie
błogosławionym jest nadprzyrodzonym owocem działania Boga Ojca w sercu
człowieka. Poznanie, że Jezus jest Mesjaszem, jest możliwe dzięki wewnętrznemu
objawieniu, którego autorem jest sam Bóg.
Tak więc zamiast pozostać jedynie na poziomie
„moralnych przymusów” i „rozumowych dociekań”, trzeba otworzyć się na duchową
perspektywę, w Duchu Świętym. Co więcej, niezbędna jest otwartość serca na
przyjęcie nadprzyrodzonych łask, które nie są efektem ludzkiego wysiłku, ale
stanowią bezinteresowny dar Boga. Tylko w ten sposób człowiek może doświadczyć
prawdy, która prawidłowo opisuje tożsamość Jezusa. Wewnętrzne poznanie jest
równoznaczne z przyjęciem Bożego Światła, które Duch Święty przekazuje od Ojca.
Cechą charakterystyczną tego nadprzyrodzonego oświecenia jest wewnętrzna
oczywistość, że Jezus jest Synem Bożym, który jako Mesjasz pragnie pomagać
człowiekowi docześnie i poprzez ofiarę na Krzyżu uzyskuje dla nas dar wiecznego
zbawienia.
Nadprzyrodzona prawda o Jezusie przynosi
potrójny owoc. Przede wszystkim serce wypełnia się Bożą miłością,
której siłą woli nigdy nie udałoby się uzyskać. Zarazem umysł przeniknięty jest
wewnętrznym zrozumieniem, którego nie posiadają nawet najwięksi uczeni,
zamknięci w ramach rozumu. Następnie codzienny trud zostaje naznaczony głębokim
poczuciem sensu. Obecność na Mszy przestaje być uciemiężeniem, staje się
spotkaniem z Miłującym Zbawicielem. Wreszcie „słomiany zapał” zostaje
zastąpiony trwałym stanem pozostawania w relacji z „umiłowaną Miłością”.
Warto codziennie znaleźć nieco czasu, aby
pokornie trwać w samotności i wyciszeniu z intencją poznania Jezusa Chrystusa.
Pięknie jest zapytać: „Panie Jezu, kim jesteś? Potem warto jeszcze dodać: „Mów
Panie, bo sługa Twój słucha”. Bóg na pewno odpowie; na pewno wypełni wnętrze
darem nadprzyrodzonego poznania…
24 sierpnia 2014 (Mt 16, 13-20)