W życiu otrzymujemy
różnego rodzaju propozycje. Najważniejsza propozycja dotyczy naszego powołania.
Nie ma żadnego „odgórnego” nakazu, aby realizować określoną drogę życiową. Bóg szanuje
naszą wolność i mamy pełne prawo wybrać tak, jak chcemy. Nikt nie jest
zmuszany, aby zostać mężem, żoną, księdzem, siostrą zakonną czy też
zakonnikiem.
Dlatego człowiek nie
ma prawa wywierać presji na drugiego człowieka, aby podjął określoną drogę
życia. Zarazem nie można uporczywie namawiać, aby ktoś zrezygnował z realizacji
podjętej decyzji. Bóg jest autorem niezwykłej przestrzeni duchowej, która
niejako „otula” wolnością każdego człowieka. Nie ma co biadolić, że
współcześnie fundamentalne decyzje zapadają z reguły o wiele później niż
kiedyś. Lepiej jest dłużej szukać i dobrze wybrać, niż działać pośpiesznie i
potem opłakiwać dniem i nocą „swój życiowy błąd”. Jeśli chodzi np. o wstąpienie
do zakonu, to sprawa jest nieco „bezpieczniejsza” w związku z istnieniem
uprzednich ślubów czasowych, które dopiero po wnikliwych próbach zostają
uwieńczone ślubami wieczystymi. Znaczy to, że można zrezygnować po wygaśnięciu
ślubów czasowych i potem prowadzić rozpoznany w sercu inny rodzaj życia. W
przypadku małżeństwa takiej opcji nie ma. Istnieje tylko jeden ślub, który
zarazem jest ślubem pierwszym i wieczystym. Dlatego lepiej zbytnio się nie
śpieszyć, żeby potem nie żałować podjętej decyzji. Niestety, duża ilość
rozwodów spowodowana jest często zbytnim pośpiechem. Po ślubie następuje
bolesne odkrycie, że jednak „nie jesteśmy w stanie razem żyć”. Dłuższe czekanie
z ostateczną decyzją pozwoliłoby odkryć tę samą prawdę, ale rozstanie
nastąpiłoby w zupełnie innych okolicznościach. Rozpad związku
niesakramentalnego i związku sakramentalnego to radykalnie odmienne
rzeczywistości. W pierwszym przypadku człowiek nadal pozostaje w stanie wolnym
i po kryzysowym czasie może w pokoju serca prowadzić dalsze poszukiwania.
Świadomość posiadanej
wolności jest bardzo ważna, gdyż uwalnia przed presją, która obniża zdolność słyszenia
i odczytywania głosu sumienia. Zrazem ta wolność wyboru nie jest w żaden sposób
celem, ale stanowi jedynie środek do podjęcia Woli Bożej. Bóg do niczego nie
zmusza, ale zarazem nie pozostawia człowieka w jakiejś pustej przestrzeni. Bóg
w swej miłości proponuje człowiekowi dwa fundamentalne dary. Jakie?
Przede wszystkim,
każdy otrzymuje zaproszenie do królestwa niebieskiego, na wieczną ucztę w
Niebie. W biblijnej tradycji uczta jest symbolem wieczystej radości, gdy razem
z Panem zasiądziemy do stołu, aby nasycać się rozkoszą niebiańskich pokarmów.
Jeśli z tego zaproszenia nie będziemy chcieli skorzystać, Bóg nas „pod
karabinem” nie zaciągnie. Możemy ograniczyć się jedynie do troski o sprawy
doczesne. Ale czy warto? W ten sposób skazujemy się docześnie na egzystencję,
która przypomina więzienie. Jeśli kogoś życie wieczne z Bogiem nie interesuje,
to będzie na wieki bez Boga. Osobiście nie zamierzam testować takiej opcji. To
tak, jakbym stanął na dachu wieżowca i postanowił skoczyć, aby sprawdzić co
będzie po moim zderzeniu głową z betonowym chodnikiem.
Drugie zaproszenie
jest propozycją konkretnej doczesnej drogi, która prowadzi na Wieczną ucztę.
Mówiąc inaczej, chodzi o dar powołania życiowego. Jest to specjalnie uszyty dla
każdego „strój weselny”. Tylko w nim będziemy mogli „się weselić” i czuć
najlepiej, jak to możliwe. Jeśli tego stroju nie włożymy, to w każdym innym
ciągle będzie coś uwierać; w końcu od tego ciągłego uwierania żyć się będzie odechciewać.
Jezus tłumaczy: „Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych” (Mt 22, 14).
Wybrani to ci, którzy zaufaniu włożyli na siebie szatę powołania otrzymaną od
Boga. Idealnie dopasowana!
Jestem ogromnie
wdzięczny Bogu za „pustelniczą szatę”. Tak, warto wybrać Bożą propozycję! To daje
niebiańskie doświadczenie uwolnienia wolności teraz i na wieki.