Myślenie porównawcze


Cierpienie jest tajemniczą historią ludzkich zmagań. Warto wyróżnić „cierpienie z Woli Bożej” i „cierpienie na własne życzenie”. Pierwsze z nich pochodzi od Boga, który pozwala uczestniczyć w Krzyżu Jezusa. Im człowiek ma w sobie więcej świętości, tym więcej otrzymuje tego trudnego daru. Dla świętych, nigdy nie jest to jednak kara, ale przywilej „dopełniania” w swoim ciele udręk Chrystusa.

Istnieje także cierpienie, które człowiek sam na siebie sprowadza. Jest to m.in. konsekwencja niewłaściwego sposobu myślenia, który generuje zbędny ból. Bóg wtedy cierpi, że człowiek sam siebie niepotrzebnie krzywdzi. Jednym z przejawów autodestrukcyjnego myślenia jest tzw. „myślenie porównawcze”.  W punkcie wyjścia wszystko, co mnie spotyka, jest automatycznie zestawiane z sytuacją życiową drugiego człowieka. Wewnętrzna relacja do Boga odchodzi na dalszy plan. Centralne miejsce zajmuje nieustanne porównywanie się z innymi.

To rodzi dwojakie stany: poczucia zagrożenia lub pretensjonalnego niezadowolenia. Myśl „jestem lepszy” daje początkowo satysfakcję. Ale w głębi duszy zaczyna rodzić się niepokój, że mogę zostać pokonany.  Ta niepewność powoduje, że „widmo konkurenta” nie pozwala spokojnie spać.  O wiele bardziej dotkliwe jest przekonanie o byciu niesprawiedliwie skrzywdzonym i życiowo poszkodowanym.  W sercu powstaje wówczas bolesne pytanie: dlaczego innym wiedzie się w życiu lepiej niż mnie? Dlaczego inni mają lepszą pracę, lepsze zarobki? Duszę zaczyna trawić przekonanie, że jestem poszkodowany, niedowartościowany i skrzywdzony. Zamknięcie się w takim zaklętym kręgu powoduje bardzo dotkliwe cierpienie, w którym nie ma pokoju i mocy Ducha Świętego. Jest to „stan piekielny”, bez Miłosiernego Boga.

W Ewangelii spotykamy robotników, którzy rano zostali najęci do pracy za jednego denara (ówczesna dniówka). W ciągu dnia pojawiali się w kolejnych godzinach inni robotnicy, którzy pracowali krócej, niektórzy tylko jedną godzinę. Na końcu okazało się, że wszyscy otrzymali taką samą wypłatę, która zgodnie z umową wynosiła jednego denara. Zwłaszcza u tych najdłużej pracujących powstało niezadowolenie, „szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: „Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzyśmy znosili ciężar dnia i spiekoty” (Mt 20, 12). W odpowiedzi usłyszeli, że ich pretensje są nieuzasadnione, gdyż warunki  umowy, na jakie się zgodzili, zostały w pełni dotrzymane.

Warto dostrzec, że narzekający robotnicy weszli na drogę błędnego „myślenia porównawczego”. Zamiast cieszyć się, że gospodarz zrealizował warunki umowy i uczciwie wypłacił im obiecaną kwotę, cierpieli, że zostali skrzywdzeni. Z sytuacji tej płynie fundamentalne przesłanie. Najważniejsza jest wewnętrzna relacja do Boga. Zupełnie na dalszy plan powinno zejść porównywanie się z innymi ludźmi. Cieszę się z tego, co mam. Nie snuję rozważań o tym, czy mam więcej, czy też mniej? Taka postawa chroni przed pokusą pychy i zgorzknienia. Nie oznacza to zamknięcia oczu na to, co dzieje się w życiu drugiego człowieka. Owoc obserwacji nie staje się jednak materiałem do zestawień w rodzaju „lepszy-gorszy”. Jest to ewentualnie źródło cennych inspiracji w podejmowanych przedsięwzięciach oraz powód do radości. Zamiast zazdrościć, cieszę się z dobra, które spotkało drugiego człowieka.

Taka czysta radość jest możliwa tylko przy braku uprzedniego myślenia porównawczego. Gdy występuje rozumowanie w stylu „ja mam moją historię”, „ty masz twoją historię”, nie ma powodu do „porównawczych niezadowoleń”. Zamiast niepotrzebnego i „bezbożnego” cierpienia w sercu pojawia się Boże szczęście  z powodu otrzymanego dobra, przeze ze mnie i przez drugiego człowieka. Takie podejście pozwala w pełni otworzyć serce na Boga, który jest źródłem dobroci w każdej historii życia. W ewangelicznym przykładzie, znakiem takiego prawidłowego myślenia byłaby refleksja: „dobrze, że moja umowa została dotrzymana; dobrze, że inni też mieli szczęście tyle samo otrzymać, choć mniej pracowali”.  Panie, uświęcaj nasze myślenie! 

21 września 2014 (Mt 20, 1-16)