Czy muszę się modlić?


„Jeśli jesteś chrześcijaninem, powinieneś się modlić!”... To niezbyt szczęśliwa argumentacja, która zamazuje piękno i  sens modlitwy. Takie nakazowe wezwanie najczęściej  „mobilizuje” jedynie do „modlitwy magicznej” lub „modlitwy faryzejskiej”.  Jak te pokusy funkcjonują?

W pierwszej  sytuacji modlitwa zostaje potraktowana jako swoisty „zestaw magicznych zaklęć”. Perspektywa szybkiego uzyskania tego, co „ja chcę”, jest bardzo kusząca. Wtedy na ustach pojawia się płomienne „Panie, Panie”. Jest to specyficzne „zaklinanie rzeczywistości”, które ma na celu wypełnienie „własnej woli”, a nie Woli Bożej. Zły duch bardzo lubi "wspierać" takie „magiczne modlitwy”. Często pod postacią anioła światłości spełnia nawet „modlitewne żądania egoistyczne”. Na początku jest euforia, ale potem już jest mniej ciekawie. Pierwszym złym owocem jest brak poprawy relacji z bliskimi, a wręcz następuje pogorszenie lub niszczenie więzi rodzinnych. Oczywiście zły duch podpowie, że to na skutek „mojej świętości” i „ich bezbożnictwa”. Następnie taka „magia modlitewna” nie wytrzymuje próby realnych doświadczeń życiowych. Pierwotne euforie zostają zastąpione przez późniejsze stany depresyjne i życiową dezorientację. Pomimo wcześniejszego wołania „Panie, Panie”, decyzje w domu i w pracy zapadają wedle własnej „bez-bożnej woli”, a nie Woli Bożej.  

Istnieje także „modlitwa faryzejska”. Odpowiedzią na wezwanie do modlitwy jest tutaj „sumienne” podjęcie praktyk modlitewnych. Tym razem motywem jest potraktowanie modlitewnych wezwań „Panie, Panie” jako  środka do „pompowania” własnego „ja”. „Modlę się, więc jestem lepszy”.  Świadomość zaliczenia różnych „punktów modlitewnych” mile łechce faryzejską pychę. Poczucie silnej woli daje dużo dumnej satysfakcji, zarazem zgorszenie budzi brak modlitwy u innych ludzi lub zdecydowanie niższa jakość ich „modlitewek”. Niestety, nie ma tu miłosnej relacji z Bogiem. W faryzejskiej modlitwie człowiek nie czuje się wolny, ale jest niejako spętany poczuciem obowiązku. Faryzejska zewnętrzna gorliwość prowadzi do „bezbożnej wegetacji wnętrza”.  

                Bezcenną pomocą w zyskaniu zdrowej motywacji do modlitwy jest pewna znamienna wypowiedź Jezusa. Otóż Mistrz stwierdza: „Nie każdy, który Mi mówi: „Panie, Panie”, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie” (Mt 7, 21).  Następnie otrzymujemy wyjaśnienie, że człowiek, który słucha słowa Jezusa, ale nie wypełnia go, jest jak dom zbudowany na piasku. Przyjdą kataklizmy i cała budowla runie, doznając „wielkiego upadku”. Z kolei człowiek, który słucha i wypełnia słowo Jezusa jest jak dom zbudowany na skale. Nawet największe życiowe żywioły i monstrualne ataki nie będą w stanie go zniszczyć, gdyż utwierdzony jest na skale Jezusa. Jezus jest Bogiem. Boga zaś przecież nikt i nic nie jest w stanie unicestwić (por. Mt 7, 24-27).

Czerpiąc z nauki Jezusa, warto spojrzeć na modlitwę jako na serdeczną propozycję. Zdrowa modlitwa jest środkiem do nawiązania miłosnej relacji z Bogiem. Wtedy Wola Boga staje się coraz bardziej moją wolą i rzeczywistym „punktem życiowego odniesienia i oparcia”. Modlitwa nie jest tyrańskim nakazem. Jest to zaproszenie ze  strony Boskiego Przyjaciela, który dzieli się tym co najlepsze, zarazem w pełni respektując nasze prawo wyboru.

W świetle słów Jezusa możemy odkryć  „elementy składowe” modlitwy. Otóż modlitwa jest szczerym wołaniem „Panie, Panie”, które ma na celu rozpoznać i podjąć wolę Ojca w niebie. Dzięki modlitwie otrzymujemy wiarygodną wiedzę, której potrzebujemy odnośnie życia oraz siły fizyczne i duchowe do podejmowania właściwych decyzji i działań. Tak realizowana modlitwa jest „super ubezpieczeniem na życie”. Jeśli poprzez zdrową modlitwę będziemy z Jezusem, wtedy możemy mieć pokój w sercu; nie ma podstaw do obaw odnośnie teraźniejszości lub przyszłości; przetrwamy nawet największe kataklizmy. To mocne argumenty, mające swe źródło w Ewangelii. „Warto się modlić”, to zdanie daje do myślenia…  
 
           4 grudnia 2014 (Mt 7, 21. 24-27)