Odkrywanie Boga



„Wierzę, że Bóg jest w Tobie”. Oto postawa, która jest znakiem dobroci serca. Niestety, nieraz prym wiedzie całkiem odmienne przekonanie: „Wiem doskonale, kim jesteś. Nie ma w tobie Boga”. Takie stygmatyzowanie jest swoistą barykadą, która uniemożliwia przyjęcie Jezusa jako Zbawiciela. Rdzeń problemu wyraziście widać w stwierdzeniu niektórych mieszkańców Jerozolimy, którzy nie chcieli uznać, że Jezus jest Boskim Mesjaszem: „Przecież my wiemy, skąd On pochodzi, natomiast gdy Mesjasz przyjdzie, nikt nie będzie wiedział, skąd jest” (por. J 7, 25-30). Warto dostrzec trzy niebezpieczne zjawiska w takim zachowaniu.    

Przede wszystkim jest to niedopuszczalne spłycenie ludzkiego życia. Znajomość pewnych zewnętrznych faktów i informacji jest traktowana tutaj jako materiał do formułowania tez na temat tożsamości drugiego człowieka. Takie myślenie jest przejawem lekceważącej powierzchowności. Trzeba podkreślić, że myślenie głębsze uznaje istnienie niewidzialnego wnętrza, ukrytego dla ludzkich oczu. Tak naprawdę nigdy nie wiemy, „skąd” drugi człowiek przybywa. Wkładanie jego „niepowtarzalnej historii” w skonstruowane przez siebie „prymitywne ramki” uniemożliwia odkrywanie w nim Bożego działania.  

Jeszcze poważniejszą kwestią jest czynienie zła pod pretekstem dobrych celów moralnych i religijnych. Jest to forma oszukiwania siebie i otoczenia. Rzeczywistym motywem jest bowiem chęć zneutralizowania człowieka, który postrzegany jest jako zagrożenie. Duże znaczenia odgrywa także motyw zazdrości i zawiści. Niektórzy zamiast cieszyć się perspektywą czyjegoś szczęścia, robią wszystko, co możliwe, aby je unicestwić. Człowiek, który ma odwagę być wierny Bogu, staje się zawistnie wrogiem „do odstrzału. 
Wreszcie, zwłaszcza u ludzi religijnych, istnieje pokusa pouczania Boga, jaki powinien być. Jeśli Bóg ośmieli się być „Inny”, zostaje bezwzględnie skazany na śmierć. Od rzeczywistego Boga ważniejsze są własne oczekiwania i wyobrażenia. Człowiek ośmiela się Bogu mówić: „Ja wiem lepiej, kim jesteś i co masz robić”. Niektórzy Judejczycy, zniewoleni swymi  stereotypami, zapamiętale odrzucali prawdę, że Jezus jest Bogiem. Pochodną takiego myślenia jest nieuprawnione „unicestwianie” lub „stwarzanie” czyjejś drogi życiowej. Hołubione schematy myślowe stają się podstawą do wyrokowania o drugim człowieku.   

„Boży człowiek” postępuje inaczej. Przede wszystkim,  poznając kogoś, zachowuje pokorną świadomość, że posiadana wiedza na jego temat jest tylko małym szkiełkiem w wielkim witrażu  całego jego życia. To chroni przed stosowaniem powierzchownych etykietek i otwiera na egzystencjalną głębię drugiego człowieka. W powiązaniu z tym, ujawnia się miłość, która pragnie nieustannie poznawać, coraz lepiej rozumieć i jak najbardziej dodawać sił do życia. Znaczy to, że znika tendencja do niszczenia i zabijania. Posiadane słabości są traktowane jako wyzwanie do własnego nawrócenia, a nie powód, aby zabić niewygodnego proroka.

Serce dobrego człowieka wypełnia pragnienie, aby każdy mógł osiągnąć szczęście, do którego zdąża. Nie ma zawistnego „podcinania”, ale „serdeczne błogosławienie”. Dobroć  nie musi wszystkiego rozumieć, aby szczerze wspierać; oczywiście pod warunkiem respektowania Dekalogu. W ten sposób pokornie chylimy głowę przed Bogiem, który działa w drugim człowieku. Jednocześnie jest to podporządkowanie swych oczekiwań i koncepcji temu, co stanowi święte plany Boga na różnych ludzkich drogach.

Nie należy takiej „Bożej postawy” traktować jako gwarancji spokojnego życia, w którym nie ma żadnego wroga. Niestety misterium zła charakteryzuje się tym, że czysta dobroć wyzwala w ludziach o złym sercu żądzę zabijania Bożych świadków. Dlatego każdy, kto na serio podejmuje drogę do świętości, powinien mieć świadomość, że potencjalni zabójcy będą się czaić i szukać dogodnej chwili, aby uderzyć. Najczęściej pod płaszczykiem dobra, zło czyjegoś serca będzie chciało dać upust swej nienawiści wobec Bożej miłości. Nie można się lękać. Na wzór Jezusa, trzeba po prostu spokojnie wypełniać odczytywaną w sumieniu wolę Boga Ojca. Kto trwa przy Jezusie, niech bierze pod uwagę, że będzie cierpiał... Ale potem będzie Zmartwychwstanie… 

20 marca 2015 ( J 7, 1-2. 10. 25-30)