Dar jedności


Tęsknota za jednością... Radość, gdy istnieje zespalająca jedność dwóch ludzkich światów. Smutek, gdy dwa światy żyją obojętnie obok siebie. Cierpienie, gdy pomiędzy dwoma światami trwa zacięty bój. „Być jedno”, to duchowy stan, który przekracza ludzkie możliwości. Tak wiele sytuacji, gdy jedność budowana przez ludzi, jedynie w oparciu o własne siły, okazuje się być iluzją, która rozpryskuje się w drobne kawałki. Tylko Bóg jest w stanie udzielić rzeczywistej i trwałej jedności. Jest to dar, który można przyrównać do iskry, która pochodzi z Boskiego Ognia. Dzięki tej iskrze pojawia się pomiędzy ludźmi wspólny „jeden płomień”. Aby maksymalnie otworzyć się na dar takiego zjednoczenia, warto najpierw  dostrzec dwie niebezpieczne pokusy.

   W pierwszym przypadku jedność jest rozumiana jako konieczność całkowitego podporządkowania się „słabszego” „silniejszemu”. Niestety, „silniejsza” strona nie widzi swych egoistycznych zapędów. Zarazem, gdy "słabszy" się broni, to wcale nie ma złej woli, lecz jedynie chce chronić swe podstawowe prawa.  „Silniejszy” jest apodyktyczny i oczekuje, aby wszystko było wedle jego woli i po jego myśli; być jedno, to dla niego "po mojemu". „Słabszy” musi zawsze ustępować. Gdy ma odmienne stanowisko, spotyka się z odrzuceniem, lekceważeniem lub wręcz agresywnym atakiem. Jest to swoisty „kanibalizm”,  gdzie jedna osoba pochłania drugą. Znika możliwość jedności. Konsumpcja polega na odbieraniu prawa do myślenia, decydowania i odczuwania. W efekcie "człowiek pochłaniający” jest nasycony. Zarazem "pochłaniany człowiek" jest pozbawiony godności osoby i zamieniony w przedmiot. 

W drugim przypadku istnieje początkowo obustronna gotowość do rezygnacji i ofiary, aby stworzyć „piękną jedność”. Niestety jest to rozumiane na zasadzie swoistego „zlania się” dwóch osób (dwóch społeczności) w jedną nową wspólną rzeczywistość. Początkowo, w zaślepiającej mgle emocji, taki układ  może nawet w miarę funkcjonować. Ale w dłuższej perspektywie zaczną się komplikacje. Występuje tu bowiem błąd antropologiczny. Otóż każdy człowiek posiada swoją niepowtarzalną tożsamość, której nie może zatracić. Trzeba być sobą. Gdy dwie osoby będą tworzyć nijaką mieszankę, to powstanie trudna do zniesienia „wspólna nieokreśloność”. Nie zaistnieje głęboka jedność. Dobrze tłumaczy to sytuacja mostu, który do swego  trwania potrzebuje dwóch silnych obszarów oparcia po obu stronach konstrukcji. „Wspólna nijakość”  z czasem samoczynnie rozpada się, jedna ze stron przejmuje stery dominacji lub ma miejsce łatwe rozbicie przez kogoś „trzeciego”.   

Doskonałym wzorcem jedności jest relacja pomiędzy Jezusem i Bogiem Ojcem. Jezus tłumaczy: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (por. J 10, 22-30). „Jedno” nie oznacza tu „jeden”, ale jest synonimem pojęcia „jedność”. W pełni zachowana jest odrębność i tożsamość dwóch osób. Dzięki temu możliwa jest komunia miłości, która jest wzajemnym trwaniem jednego w drugim, przy jednoczesnym poszanowaniu równości. Syn i Ojciec są Bogiem. Gdy dwie strony są sobą i respektują swą równą godność osoby, wtedy powstaje solidny „most jedności”, który wsparty jest na potężnych filarach, będących na tej samej wysokości. Umożliwia to podejmowanie dialogu myśli, wspólnych decyzji i obopólnie akceptowanych działań. Istnieją specyficzne obszary, w których jedna strona jest bardziej aktywna, zaś druga bardziej bierna. To zdrowa konsekwencja zróżnicowania w zakresie posiadanych kompetencji i zdolności. Istotne znaczenie odgrywa odmienność tożsamości kobiety i mężczyzny i związane z tym predyspozycje. W całokształcie jednak istnieje „równowaga systemu”.

Taka sytuacja jest prawdziwie na „obraz Boży i podobieństwo”. Dzięki temu, z pomocą modlitwy, jedność na poziomie natury może być ubogacana poprzez nadprzyrodzony dar „bycia jedno”. W rezultacie dwie osoby doświadczają współobecności, która daje posmak wspólnego zanurzenia w Boskiej Pełni. Bóg przejmuje inicjatywę i udziela „uszczęśliwiającego bycia jedno”. Nie jest to unicestwienie ludzkiej tożsamości, ale utrwalenie jej i wyniesienie na Boski poziom poprzez Ducha Świętego. 

28 kwietnia 2015 (J 10, 22-30)