Rozłóż żagle!



Dwóch ludzi w żaglówkach, przy silnym wietrze. Pierwszy z nich nie rozkłada żagli i wedle własnego „widzimisię” wiosłuje pod wiatr. W rezultacie, praktycznie pozostaje na miejscu. Człowiek ten marzy o bezwietrznej pogodzie. Wiatr postrzega jako nieznośny fakt przyrody i odnosi się do niego z niechęcią, a nawet z wrogością. Drugi człowiek rozkłada żagle. Wyrusza dokładnie w kierunku, w którym wieje silny wiatr. W rezultacie szybkość poruszania się jest nieproporcjonalnie duża w stosunku do posiadanych fizycznych możliwości wiosłowania. Wiatr jest odbierany tutaj jako przyjacielska siła, która pomaga sprawnie odbywać podróż. Dzięki niemu, rezultat jest niewspółmiernie wielki do wkładanego wysiłku.  

Opisana sytuacja bardzo dobrze obrazuje dwie zasadnicze postawy wobec modlitwy i konsekwencje doświadczanych wówczas stanów. Wiatr jest symbolem Ducha Świętego. Człowiek, który nie rozkłada żagli i ogranicza się do wiosłowania „po swojemu”, przypomina tego, kto nie poddaje się Bożemu Duchowi. „Do tej pory o nic nie prosiliście w imię moje”. Tak opisuje tę postawę sam Jezus Chrystus. Brakuje tu życia modlitwy jako wsłuchania w głos Woli Bożej. W rezultacie otaczający świat zaczyna jawić się jako jedna nieprzyjacielska siła, z którą trzeba się beznadziejnie zmagać. 

Najbardziej bolesna jest modlitwa, która przybiera postać nadludzkiego ciężaru. Nie dość, że istnieje tak wiele życiowych obowiązków, to jeszcze trzeba się modlić. W miarę upływu czasu pojawia się coraz większe wyczerpanie. Coraz wyraźniejsza staje się pokusa, aby poddać się napierającym siłom i tak już pozostać. Bardzo męczące staje się doświadczenie dysharmonii. Takie wewnętrzne rozbicie, które powoduje dalszą utratę sił i niemoc w podejmowaniu wszelkiej aktywności duchowej. Dla człowieka, który się nie modli sercem, Bóg przyjmuje postać uciążliwej obecności, a nawet wrogiej siły, z którą wciąż trzeba się zmagać. Konkretnym tego wyrazem jest coraz większy ciężar, jaki niesie z sobą konieczność życia wedle przykazań. W końcu pojawia się stwierdzenie, że wedle prawd Ewangelii nie da się po prostu żyć we współczesnym świecie. Przerażająca samotność, w której trzeba zmagać się nie tylko z ludźmi, ale nawet z samym Bogiem. 

Sytuacja radykalnie inaczej wygląda u drugiego ze wspomnianych ludzi, który rozkłada żagle. To człowiek Bożej modlitwy. Podejmuje słowa Jezusa: „Proście, a otrzymacie, aby radość wasza była pełna”. Rzecz znamienna! Ten sam wiatr jest tutaj postrzegany zupełnie inaczej. Modlitwa powoduje, że człowiek niejako nastraja się do rzeczywistości działania Bożej łaski. Modlitwa nie jest ciężarem, ale czasem napełniania się nadprzyrodzoną mocą Bożego wiatru Ducha Świętego. Warto zauważyć, że po hebrajsku „ruah” oznacza zarówno „wiatr” jak i „ducha”. Boży Duch jest wiatrem, który prowadzi człowieka najlepszą dla niego drogą. Realizacja tej drogi przerasta naturalne możliwości. Ale nie oznacza to, że Bóg domaga się rzeczy niemożliwych. Żadną miarą! Człowiek otrzymuje bowiem nadprzyrodzoną moc od Ducha Świętego. Modlitwa jest błogosławionym czasem przyjmowania tej życiodajnej i napędzającej siły. Zasadnicza rola człowieka nie polega na podejmowaniu własnego wysiłku tworzenia nowej rzeczywistości, ale na ufnym przyjęciu poprzez modlitwę stwórczej mocy Bożej. 

Jan Paweł II, wołając o Ducha Świętego na Placu Zwycięstwa, nie przeobraził potem sam ziemi. Bezcenna wartość tej modlitwy polegała na zaproszeniu Ducha Świętego i na późniejszym poddaniu się Jego przemieniającej mocy. W rezultacie, dzięki modlitwie Boży Duch dokonał przemiany oblicza ziemi, która wcześniej wydawała się absolutnie nierealistyczna i przekraczająca wszelkie ludzkie siły. Podejmowanie codziennej modlitwy powoduje harmonijne współdziałanie z Bożą łaską. Człowiek i Bóg stają się coraz bardziej przyjaciółmi.  

Rozkładajmy żagle szczerej modlitwy i niech Święty Wiatr Ducha Świętego poprowadzi nas do Szczęśliwych Przestrzeni Nieba.

11 maja 2013 (J 16, 23b-28)