Świat wewnętrznych przeżyć zależy od posiadanego
obrazu świata. Przekonania nie są rezultatem pojedynczych informacji. To owoc
wielokrotnie powtarzanych słów i doświadczonych zdarzeń. W odniesieniu do Boga
dokonuje się często pewna bolesna deformacja. Nieraz wobec małego dziecka można
usłyszeć zdania w stylu: „Nie rób tak, bo cię Bozia ukaże”. Smutne straszenie
Bogiem. W rezultacie w sercu człowieka powstaje bardzo smutny obraz i zarazem
jakże nieprawdziwy. Straszny Bóg, który tylko czyha, aby człowieka potępić.
Okrutna istota, która satysfakcję znajduje w wymierzeniu kary.
Pokłosiem tego stają się zachowania
niektórych tzw. „głęboko wierzących”. W imię świadczenia o Bożej obecności, z
ich ust padają potępiające wyroki. Upadek drugiego człowieka jest dla nich do
tego najlepszą okazją. W kulturze zachował się obraz grzmiącego kaznodziei,
który posyła gromy na biednego grzesznika. Jakże to odległy świat od
autentycznej prawdy o Bogu.
Blask chrześcijańskiej wiary najpełniej lśni w
słowach samego Jezusa Chrystusa: „Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na
świat po to, aby świat potępił, ale po to, aby świat został przez Niego
zbawiony”. "Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary". Całe życie
Zbawiciela było ilustracją tej pięknej prawdy o Bogu. Fakt! Otrzymaliśmy
przykazania. Wiemy, co robić. Słabość ciała i ducha okazuje się
jednak po wielekroć większa. Pojawia się upadek i grzech. I oto szok! Właśnie w
tym bolesnym momencie Bóg odsłania się jako bogaty w Miłosierdzie. W żaden
sposób nie chce dobić już leżącego. Nie znajduje satysfakcji w zupełnym
pogrążeniu tego, któremu się nie udało. Rozumiejąc wewnętrzny świat ograniczeń
i zniewoleń, Jezus przychodzi z pomocną dłonią. Widząc leżącego, tym bardziej
pragnie pomóc wstać. Odpowiedzią na grzech jest pomocna obecność Boga. Robi
wszystko, co tylko możliwe, aby wyciągnąć z dołu grzechu.
Tę prawdę trzeba krzyczeć na cały głos! Wobec
ludzkiej słabości, Bóg nie jest bezdusznym okrutnikiem. Bóg jest pełnym miłości
i solidarności Przyjacielem. Jezus przeniknięty jest tylko jednym pragnieniem;
żeby człowiek na nowo powstał i z nową mocą wyruszył w dalszą życiową drogę. Ta
miłosierna miłość nie działa jednak automatycznie. Miłość wyraża się w
respektowaniu wolności. Co to znaczy? Gdy zdecydowanie będę chciał trwać w
grzechu, pozostanę wyschniętym ugorem. Moje życie nie zostanie nasycone
ożywiającą wodą Miłosierdzia. Co gorsza, gdy nie uznam popełnionego grzechu,
wejdę w jeszcze większą ciemność. Wtedy może zjawić się obraz potępiającego
Boga. Ale to nie Bóg potępia, lecz człowiek sam siebie odrzucając Boga. Po
grzechu, bez przyjęcia Bożej pomocy, człowiek o własnych siłach skazany jest na
jeszcze większy upadek. Z kolei pokorne przyznanie się do grzechu otwiera serce
na uzdrawiającą moc Bożego Miłosierdzia. Wnętrze człowieka zaczyna zalewać
światło, które wyzwala nadzieję. Serce odkrywa miłującą obecność Jezusa, który
promieniuje pogodnymi i jasnymi słowami: „Nie martw się. Z moją pomocą wszystko
dobrze się ułoży”. To niezwykła prawda. Zamiast ciemności beznadziei,
przejrzysta jasność nowego życia. Jezus nigdy nie potępia, lecz zawsze
przychodzi jako Zbawiciel.
Dziękuję Ci Jezu, że zwłaszcza, gdy upadnę, mogę
szczególnie na Ciebie liczyć. Pomóż, abym postępował podobnie jak Ty. Nie będę
potępiał, lecz podawał pomocną dłoń! Pomóż mi Panie coraz pełniej realizować to
szczere pragnienie…
19 lipca 2013 (Mt 12, 1-8)