Samarytańska pomoc


Każdego dnia dobiegają informacje o przestępstwach, przemocy, nieuczciwości, niesprawiedliwości. Litania ludzkich słabości jest właściwie bez końca. Najczęściej przekaz dokonuje się na zasadzie wydania wyroku. Ewentualny proces sądowy w celu określenia prawdy staje się mało ważny. Rzecz dzieje się w podobny sposób zarówno w powszechnie znanych sprawach jak i w odniesieniu do złych czynów w miejscu pracy, w rodzinie, w gronie znajomych. Zgorszone twarze. Nasycone pogardą słowa: „No popatrzcie, co on zrobił; że też takich jak ona Boża ziemia nosi”. Czy to poprawia sytuację? 

Takie postawy powodują jeszcze większe zło w świecie. Droga mądrości i miłości jest zupełnie inna. To nie jest przeniknięty zgorszeniem wyrok. W takim razie, gdzie przebiega owa droga? Jak nią kroczyć? Są dwa etapy. Powiedzmy wyraźnie. Na początku trzeba uświadomić sobie, że słabość moralna jest wyrazem ciemności w ludzkim sercu. Jest to życie, z którego znika lub nawet w dużym stopniu zniknęła już nadzieja. Bojowanie, które sprawia, że w pewnym momencie coś pęka. Szczęście staje się totalną abstrakcją. Niemożność dania sobie rady z życiowymi wyzwaniami. Ten świat wewnętrznej beznadziejnej ciemności uwyraźnia się poprzez zewnętrzne czyny zła. Człowiek jest w głębi serca dobry. Niestety tę dobroć, jak gruba warstwa ziemi, pokrywa beznadzieja. Na powierzchnię wypływa zło. Tak więc pierwszym etapem na drodze jest zrozumienie dramatu dokonującego się w sercu grzesznika. Potem następuje etap drugi. 

Sensowna pomoc nie polega na moralizatorstwie. Człowiek jawiący się jako doskonały, pouczający ideał niewiele pomoże; a nawet może jeszcze bardziej pchnąć w ciemności beznadziei. Potrzeba stać się słabym dla słabych. Przychodzę z pomocą jako ten, który popełnia jeszcze większe zło. Pokora i uniżenie otwiera na światło. Drugi grzesznik odkrywa, że nie jest sam w przeżywanym doświadczeniu słabości. Dostrzega przy sobie kogoś podobnego do siebie. Zaczyna słuchać. Zaczyna pojawiać się światło. Skoro jemu udało się wydostać, to mnie także się powiedzie. Otwiera się droga do działania dla Bożego uzdrowienia. Jezus przychodzi z uzdrowieniem ludzkiego serca i ciała. Nigdy jednak nie będzie mógł objawić swej mocy poprzez pysznego kata. Najpełniej przychodzi z uzdrowieniem poprzez człowieka pokornego i współczującego. Tak! Głęboka pokora i współczucie. Te uczucia w sercu nie uzyska się tylko poprzez rozumową refleksję i ewentualną decyzję. To znaczy?  

Pokora i współczucie rodzą się w sercu poprzez doświadczenie samotnej pustyni i modlitwę. Bicie słabych ludzkich serc staje się wtedy wyraźne. Milczenie i samotność wyzwalają miłosierną wrażliwość. Serce coraz pełniej zamieszkuje Bóg. Zamiast faryzejskiego wyroku pojawia się Chrystusowy gest uzdrowienia. Módlmy się w duchu pokornej i współczującej miłości…

14 lipca 2013 (Łk 10, 25-37)