„Przemija postać tego świata”. Te
słowa mogą być wypowiadane z różnorodnym zabarwieniem emocjonalnym. Paleta
możliwości sytuuje się pomiędzy głębokim smutkiem i wielką radością. Kto chce
pozostawać na ziemi, smuci się z przemijania kolejnych dni, miesięcy i lat. Kto
nie może doczekać się Wieczności, dziękuje za każdą godzinę, która przybliża do
szczęśliwej chwili śmierci.
Niezmiennie jednak pozostaje fakt przemijania.
Czas nieustannie płynie i przypomina w pewien sposób wystrzeloną strzałę, która
nieustannie leci do przodu. Istnieje pokusa postrzegania czasu jako koła, gdzie
wszystko nieustannie od nowa powraca. Takie rozumienie tworzy błędną nadzieję
powrotu przeszłości. Niestety jest to iluzja. Zaistniałych faktów nie da się
już cofnąć. Niebezpieczne jest także zapatrzenie się w wyobrażone miejsce,
gdzie „strzała czasu” może dotrzeć. Powstaje wtedy piękna przyszłość, która
przypomina jednak fatamorganę na pustyni. Ucieczka w przeszłość lub w
przyszłość jest konsekwencją próby samo-zbawienia. Człowiek sam chce
uporządkować trudną przeszłość lub stworzyć wspaniałą przyszłość. Wcześniej czy
później takie działanie okaże się porażką.
Rzeczywisty sukces jest możliwy tylko dzięki
Jezusowi, który istotę swego przesłania zawarł w prawdzie wyrażonej u początku
misyjnej działalności. Jest to zwięzłe stwierdzenie, które stanowi rewelacyjny
drogowskaz życiowy. Jak brzmi? „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo
Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mk 1, 15). Najpierw warto dobrze
ustawić sobie sprawę „wypełnienia się czasu”. Otóż oznacza to mocne nawiązanie
do „tu i teraz”, czyli do teraźniejszości. W punkcie wyjścia nie tracę energii
na „gdybanie”, ale przyjmuję twardy fakt tego, co aktualnie jest. Wszelkie
wcześniejsze wydarzenia oraz przewidywania odnośnie przyszłości odchodzą na
dalszy plan. Najważniejsze, aby w sercu zaistniało głębokie pogodzenie się z
aktualnym pejzażem własnego życia. Pokój serca nie jest pochodną doskonałego
stanu, ale owocem zaakceptowania aktualnego stanu rzeczy. Trzeźwe spojrzenie
pozwoli dostrzec wiele ułomności. Pycha będzie cierpieć na skutek dostrzeganego
braku doskonałości. Ale cały ten nieidealny świat można przezwyciężyć pokornym
pogodzeniem się z teraźniejszością. W ten sposób dokonuje się „pełnia czasu”,
która wyzwala w sercu odczucie pokornego pokoju. Nie chcę cofać się w
przeszłość; nie chcę uciekać w przyszłość. Cieszę się chwilą obecną,
takim, a nie innym obrazem teraźniejszości.
Nie oznacza to jednak jakiegoś stanu
zasklepienia w bezruchu. Wręcz przeciwnie. Widzę, że trzeba bardzo dużo
zrobić. Ale nie usiłuję „porywać się z motyką na słońce”. Trwając w
postawie trzeźwości, jasno stwierdzam, że sam sobie rady nie dam; uznaję, że
tak naprawdę wszystko ogarnąć i wyprowadzić na prostą może tylko i wyłączenie
Bóg. Poczucie „pełni czasu” otwiera na Zbawiciela, który rozumie człowieka i
zarazem ma Boską Moc. Te warunki spełnia tylko Jezus Chrystus, który zostaje
zaproszony do zajęcia pierwszego miejsca. Dusza staje się wtedy przestrzenią
Bożego królowania. Proszę Boga, aby pomógł mi uzdrowić wszelkie trudności z
przeszłości. Bóg jest Panem czasu i jako Nieskończone Miłosierdzie jest w
stanie wyprowadzić ku dobremu wszystkie przeszłe zdarzenia. Zarazem powstaje
sensowne przygotowanie do przyjęcia przyszłości. Oto Ewangelia, czyli Dobra
Nowina. Nawet największe zło z przeszłości może zostać Boską mocą przeobrażone
w ogrom dobra.
Dlatego warto wejść na drogę nawrócenia. Nie
oznacza to źródłowo jakiś spektakularnych działań. Nawrócenie to przede
wszystkim przemiana umysłu. Istota wewnętrznej pracy polega na przestawieniu
zwrotnicy z torami myślenia. Zamiast ucieczek w czasie, chwila obecna; zamiast
własnych kombinacji, Plan Jezusa; zamiast beznadziei zła, nadzieja dobra. Mając
takie myślenie, w pokoju serca mogę dziękować za minione chwile i cieszyć się
tymi, które dopiero nadejdą…
13 stycznia 2014 (Mk 1, 14-20)