Nie przeoczyć Najważniejszego


W tych dniach w wielu sercach panuje autentyczna radość, że Jezus Chrystus zmartwychwstał. Ale nie we wszystkich! Pewien człowiek wypowiedział słowa, które w swej treści radykalnie odbiegają od radosnej prawdy Zmartwychwstania. A jak brzmią? „Ja już nie mam siły dłużej walczyć. Mam ochotę zniszczyć kilka osób, aby też tak cierpieli. Chcę, aby tak samo cierpieli”. Do tego doszedł krótki, a jakże wymowny opis doświadczanego stanu ducha: „Wewnętrzne rozbicie i niezadowolenie, gorycz”. 

I to wszystko w świetle „świeżego” promieniowania prawdy Zmartwychwstania. Słowa te wypowiedziała osoba, która teoretycznie jest wierząca. Na podstawie obrazu zewnętrznych praktyk religijnych, od wielu lat jest bardzo blisko Boga. Kiedyś gorąco wyrażała swą miłość do Niego. Cieszyła się Jego obecnością i w Nim odnajdywała sens swego życia. Niestety, nastąpiło kilka bardzo bolesnych ludzkich posądzeń i niesprawiedliwych decyzji. Cały dotychczasowy świat legł w gruzach. A może ten „Boży świat”  tak naprawdę nie istniał? 

W każdym razie fundamentalne wydaje się w całej tej sytuacji dokonanie rozróżniania na obiektywnie istniejącą rzeczywistość i rzeczywistość przeżywaną subiektywnie w sercu. Ta pierwsza jest niezależna od konkretnego człowieka i jego przekonań. Stolik, przy którym teraz piszę, istnieje niezależnie od moich przekonań. Jezus Chrystus obiektywnie zmartwychwstał i teraz żyje pośród nas. Ale to automatycznie nie wystarcza człowiekowi do szczęścia. Wspomniana deklaracja jest tego wyrazistym dowodem. Zamiast radości, świat radykalnie negatywnych uczuć niezadowolenia, goryczy, chęci niszczenia, sprawiania bólu i nienawiści do ludzi. Pełen wściekłości protest wobec Boga, który jak gdyby nigdy nic po prostu sobie milczy w swoim hermetycznym światku. Tak! Ta druga rzeczywistość subiektywna wyraża to, co wypełnia konkretne serce ludzkie. Chodzi o osobisty świat przeżyć i doznań. Przede mną jest teraz stolik. Ale mogę go nie dostrzegać i w konsekwencji cierpieć, że nie mam na czym pisać. 

Tego typu postawę na kartach Ewangelii odnajdujemy w przypadku uczniów z Emaus, którzy wprawdzie szli z Jezusem, ale początkowo ich oczy były niejako na uwięzi. Mieli obok siebie obiektywnie obecnego Jezusa Chrystusa zmartwychwstałego, ale mimo tego byli załamani, zawiedzeni, smutni, przeniknięci beznadzieją. Sami zadali sobie potem retoryczne pytanie: „Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?” (Łk 24, 32).

Fakt Zmartwychwstania jest koniecznym fundamentem, ale nie wystarcza do szczęścia i pokoju konkretnego serca. Człowiek musi w sercu powiedzieć „zdecydowane tak” wobec słowa Jezusa. Szatan jest tym, który korzysta z każdej sytuacji, aby wzbudzić w sercu „radykalne nie”. To powoduje zaślepienie tak mocne, że może zostać przysłonięte nawet radosne światło, emanujące z obecności Jezusa Zmartwychwstałego. 

W sytuacji wspomnianej osoby, po doznanych od ludzi zranieniach, szatan wzbudził uczucie buntu, niezadowolenia i nienawiści. Taka gorycz jest jak trucizna, która zatruwa cały organizm człowieka i wyzwala ślepą chęć odwetu. Człowiek  zaczyna wtedy żyć żądzą zemsty i pragnieniem zadawania niszczącego bólu. Wola niszczenia jest ogromna i ludzkie siły nie wystarczą w duchowej walce. Jedyna sensowna droga, to wbrew wszystkiemu wołać w sercu „Jezu ufam Tobie”. To powoduje stopniowe otwarcie serca na Prawdę Zmartwychwstania, która zwycięża wszelkie uczucia zemsty i nienawiści. To wołanie o Miłosierdzie trzeba zanosić każdego dnia od nowa. Pokora podpowiada, że nawet po latach radośnie wyznawanej wiary mogą nastąpić wydarzenia, poprzez które szatan podejmie próbę zniszczenia Miłości, aby duszę nasycić śmiercionośną nienawiścią. 

Panie Jezu Zmartwychwstały, najlepiej jak potrafię, otwieram na Ciebie me serce. Jako nędzny grzesznik proszę Cię za tę osobę, aby pomimo doznanych zranień, zaczęła w swoim sercu ufnie wołać: „Tak. Jezu ufam Tobie!”…

23 kwietnia 2014 (Łk 24, 13-35)