Ból i Zbawiciel


Ból, który przenika ciało. Ból, który wypełnia duszę. Rdzeń istnienia, rozrywany na wszystkie strony. Jakby eksplozja bomby wypełnionej gwoździami. Szczytem marzeń staje się ustanie bólu. Gdy ból osiąga apogeum, zegar totalnie zwalnia…

Ból jest spowodowany doświadczeniem braku. Brak domaga się tego, co pozwoli uzyskać upragniony stan pełni. Wtedy następuje doznanie ulgi. W wymiarze cielesnym lek dostarcza  brakujących substancji fizycznych. W przestrzeni ducha geneza bólu jest podobna. Specyfiką duszy jest istnienie w jej strukturze rozumu i woli. Obszar najgłębszych rozumień i pragnień nazywamy sercem. Serce kona z bólu, gdy doświadcza stanu „niezrozumienia” i „niezaspokojenia”. Jest to głęboko przeżywane poczucie braku pełni prawdy i miłości. „Dlaczego” wywołuje uczucie „ssania od wewnątrz”. Każda próżnia dąży do tego, aby jak najszybciej doznać  wypełnienia. „Coś” musi się wydarzyć, aby ciało i dusza doznały ulgi. Musi nastąpić „jakieś” zbawienne uwolnienie.

W powiązaniu z bólem dokonuje się w człowieku ogromna walka duchowa. Nie możemy o tym zapomnieć! Szatan widząc udręczenie osłabionego człowieka bezwzględnie i bezczelnie wykorzystuje tę sytuację. Nachalnie przychodzi i pod płaszczykiem „zbawiciela” proponuje różne złudne  medykamenty, z napisem „ukojenie”. Działanie złego ducha można rozpoznać po tym, że pojawiają się myśli oskarżycielskie wobec siebie lub wobec drugiego człowieka. Z tym łączy się żądza samounicestwienia lub zniszczenia osoby, którą szatan prezentuje i oskarża o spowodowanie bólu. Tak powstają diabelskie pomysły o eutanazji, ataki wściekłości lub nieracjonalne zachowania, które miałyby na celu zniszczyć domniemanego sprawcę bólu. Często jest to kłamstwo. Ale nawet gdyby nasz ból był spowodowany przez nas samych lub przez kogoś, to myśli oskarżycielskie nasycone złością są znakiem działania Złego ducha. Duch Święty w takich sytuacjach wyzwala pokój serca, przebaczenie i równowagę wnętrza.

Tak więc bardzo ważne, aby nie dać się uwieść szatanowi. Bo wtedy to już całkowicie zostaniemy zdruzgotani. Każdy zaistniały ból, niezależnie od powodu, jest  potężnym "motywatorem", aby jeszcze bardziej zwrócić się do Bożego Miłosierdzia. Gdy ból przeniknięty jest złością, wtedy jest to ostrzegawczy objaw braku Boga w danym obszarze życia. Ale każde doświadczenie bólu można utożsamić z wielkim wołaniem Boga: „Przyjdź do Mnie”. Dlatego na ziemi ból nie jest absolutnym przekleństwem, ale zbawiennym błogosławieństwem.  Jezus woła poprzez zaistniałe sytuacje, aby w końcu do Niego przyjść, lub zaprasza do wejścia w stan ściślejszego zjednoczenia z Nim. 

Jezus, szanując naszą wolność, przyjdzie, gdy usilnie będziemy Go przywoływać. Owocem Jezusowego przyjścia jest wypełnienie zaistniałego braku.  Jezus „chrzci  Duchem Świętym”, czyli nasze bolejące serce zanurza w Duchu Świętym. Jest to Boże namaszczenie, które przynosi nam świętą ulgę. Może to łączyć się z ustaniem, zmniejszeniem lub pozostaniem fizycznego bólu. Ale w sensie duchowego przeżycia, człowiek nie doznaje już cierpienia piekielnego, lecz stanu pocieszenia, a nawet radości. Duch Święty daje nasycenie, które  usuwa ból spowodowany brakiem; serce wypełnia uwielbienie, przebaczenie, dziękczynienie.

                W stanach bólu najlepiej praktykować modlitwę Jezusową. Istotą tej modlitwy jest wypowiadanie świętego Imienia Jezus, które z hebrajskiego oznacza: „Jahwe zbawia”. Jan Chrzciciel mówi o Jezusie: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata”, „On jest Synem Bożym” (por.  J 1, 29-34). Wołając pokornie „Jezu”, poprzez proklamację tego Świętego Imienia chronimy nasze serce przed "inwazją Złego ducha"! Prawdziwie przyjmujemy Boskiego Zbawiciela, który ma moc zgładzić każde zło, każdy grzech. Piekielna pustka zostaje wypełniona niebiańską obecnością Ducha Świętego.

               Wielką duchową moc  ma wołanie: „Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną grzesznikiem” lub „Jezu, ufam Tobie”. Chodzi o to, aby cały swój ból zanurzyć w Jezusie. Tylko Jezus jako Zbawiciel jest w stanie dać człowiekowi pełne zwycięstwo w walce z bólem.

3 stycznia 2015 (J 1, 29-34)