Dzisiaj wspominamy narodzenie św. Jana
Chrzciciela. Całe jego życie było nastawione na głoszenie Słowa Bożego. Stał
się pokornym sługą i świadkiem Słowa Wcielonego. Aby wejść na podobną drogę,
najpierw trzeba dostrzec i odkryć bogactwo relacji pomiędzy słowem i życiem.
Otóż poprzez słowo możemy realnie dzielić się
życiem. Ubogacenie kochanej osoby poprzez słowo daje radość realnego
obdarowywania miłością. Teraz, w doczesności, ten dar pozostaje w dużej części
ukryty. Po śmierci nastąpi całkowite odsłonięcie. Można przyrównać to do
wierzchołka góry lodowej. Jeśli przekazujemy słowo, to aktualnie możemy co
najwyżej dostrzec niewielki wierzchołek. Cała reszta pozostaje zakryta. W swoim
czasie to wszystko się objawi. Wynika z tego niezwykle ważna konsekwencja.
Warto z jak największą miłością dzielić się słowem; zwłaszcza słowem, które
jest owocem ciszy i samotności. Takie słowo jest darem, który buduje w sercu
odbiorcy wzrost obecności dobra. Wnętrze wypełnia się pokojem i harmonią. W ten
sposób otwiera się przed człowiekiem perspektywa głębokiego zaangażowania.
Otóż człowiek zaczyna żyć dopiero wtedy, gdy angażuje
się w realizację określonej misji. Św. Jan Chrzciciel pokazał ścisły związek
pomiędzy słowem i wiarą. Słowo stwarza szansę pogłębiania wiary. Bóg jest
nieskończoną miłością, która w absolutny sposób pragnie się udzielać. Problem
znajduje się od strony człowieka, jeśli chodzi o doświadczenie tej miłości. Bóg
nie stosuje żadnych ograniczeń. Absolutnie się udziela. Człowiek tej Boskiej
substancji doświadczy na tyle, na ile się otworzy. Im większe otwarcie, tym
doskonalej może doświadczyć wypełnienia przez Boską obecność.
Istnieje tu pewna niezwykle subtelna
pułapka. Zaistnienie wiary nie oznacza, że człowiek od razu odczuwa Bożą
obecność. Można odnieść błędne wrażenie, że na skutek braku odczuwania
występuje stan bez-Boga. Ale to nie jest prawdą. Trudność jest konsekwencją
naszego zmysłowego sposobu poznawania. Z tego, że zmysły nie odczuwają, nie
wynika, iż dana rzeczywistość nie istnieje.
Tak więc istnieje prosta, ale pociągająca za
sobą wielkie konsekwencje prawda. Po prostu trzeba jak najpełniej otwierać się
na obecność Bożą. Bóg na tyle może nas wypełnić, na ile się otworzymy poprzez
wiarę. Moment śmierci będzie pełnią odsłonięcia się tej niezwykłej
rzeczywistości. Radość będzie polegała na dostrzeżeniu owoców podjętego
wysiłku. Cierpienie polegałoby na ujrzeniu, że mogliśmy doświadczać danej
rzeczywistości, a nie doświadczamy, bo na nią się nie otworzyliśmy.
Istnieje tu jeszcze piękniejszy wymiar. Tą Bożą
rzeczywistością można wypełniać innych. Tutaj podobnie, moment śmierci odsłoni
to wszystko, co przekazaliśmy. Szczęście będzie miało dwa wymiary. Osoba
wypełniona ucieszy się, dostrzegając co i od kogo otrzymała. Osoba wypełniająca
zostanie obdarowana czystą wdzięcznością ze strony obdarowanej; zespolenie
szczęścia w wypełnieniu Boską obecnością. Słowo jest niezmiernie ważne. Jest
nośnikiem tego wypełniania Bożą obecnością. Jednocześnie w Bogu treść słowa
realnie dociera do drugiego. Poprzez słowo dokonuje się realne spotkanie
pomiędzy ludźmi. Słowo wnika w całego człowieka: zarówno w sferę duchową jak i
cielesną. Poprzez słowo można przekazywać substancję własnego bytu drugiej
osobie. Taka rzeczywistość daru wyzwala na ziemi największe doświadczenie
szczęścia i radości. Warto podjąć trud uczenia się wyrażania swej egzystencji
poprzez słowo. Widzialne słowo jest nośnikiem niewidzialnego życia, które może
realnie ubogacić ludzkie wnętrze.
Obrazowo stan idealny można przedstawić
następująco. Najpierw moje konkretne życie. Następnie to życie jest
przelane w słowo, które pełni rolę naczynia. Z kolei naczyniem słowa „wlewamy”
swą egzystencję w egzystencję drugiego człowieka. Dokonuje się rzeczywista
relacja za pośrednictwem słowa. To rodzi doświadczenie jedności pomiędzy
osobami. Powstaje komunia międzyosobowa. Św. Janie Chrzcicielu, wprowadzaj nas
w misterium słowa, które prowadzi do życia Słowem i w Słowie.
24 czerwca 2014 (Łk 1, 57-66.80)