Odczuwam wielką wdzięczność wobec św. Faustyny.
Od tej świętej otrzymałem bezcenny klucz do otwierania tajemnicy życia; jasne
światło w podjętej pielgrzymce do Boga. Przesłanie „sekretarki Bożego
Miłosierdzia” jest bezcennym pokarmem w codziennych zmaganiach. A co konkretnie
jest najbardziej pomocne?
Otóż jest to integralne połączenie odważnego
przyznawania się do grzechu z prawdą o nieskończonym bezmiarze Bożego
Miłosierdzia. Nie mam co siebie czarować. Co rusz odkrywam, jak bardzo jestem
ograniczony i beznadziejny w swoich zachowaniach. Zarazem niezwykłe jest to, że
Miłosierdzie jest zawsze większe od mojej nędzy. Jednocześnie największa
wartość tego „miłosiernego klucza” nie polega na zwykłym stwierdzeniu tych
dwóch przeciwstawnych stanów: moja grzeszność i święte Boże Miłosierdzie.
Niezwykłość tkwi w integralnym połączeniu tych dwóch faktów. To nie są dwa
odizolowane kawałki drewna, które tylko zewnętrznie zostały sklejone.
Optymalnym obrazem jest tutaj woda, do której wsypano proszek barwnika i po
wymieszaniu wszystko stanowi jednorodną całość. Aczkolwiek woda pozostaje nadal
wodą, zaś barwnik barwnikiem, nie ma już dwóch oddzielonych od
siebie obszarów. Grzech od razu przywołuje Miłosierdzie. Miłosierdzie odsłania
rzeczywistość grzechu. Przeżywając jednocześnie grzeszność i Miłosierdzie
odważnie wchodzę na drogę coraz większej wrażliwości sumienia. Nie boję się
przyznawać do żadnego grzechu, gdyż wiem, że zawsze zostanie zanurzony w jeszcze
większej uzdrawiającej Bożej Miłości. Jak mówi Pismo Święte, choćby nasze
grzechy były czerwone jak szkarłat, staną się białe jak wełna.
Św. Jan Paweł II wskazał, że największe grzechy
biorą się z braku wiary w Boże Miłosierdzie! Dlaczego? Otóż w stanie niewiary
człowiek skazany jest na dwie smutne ścieżki nieuchronnie wiodące do przepaści.
Jak one wyglądają? Pierwsza charakteryzuje się zakładaniem pancerza. To
zabijanie wrażliwości sumienia. Człowiek nie chce przyznawać się do swych
słabości i grzechów. Intuicyjnie czuje, że to stałoby się powodem niszczącego
zakwestionowania dotychczasowego życia. W sumie intuicja jest dobra.
Stwierdzenie grzechu bez wiary w Miłosierdzie rodzi doświadczenie
autodestrukcyjnej nicości i bezwartościowości. Doraźną obroną staje się trwanie
w iluzji własnej doskonałości. Ale to tylko iluzja, która wprowadza w stan lęku
przed rzeczywistością. Druga ścieżka to uznanie własnej słabości, ale bez Boga.
Człowiek pozostawiony jednak sam na sam z własnym grzechem brnie prosto w ciemność
beznadziei. Świadomość popełnianego zła wprowadza w stan duchowego paraliżu.
Rodzi się poczucie bycia potępionym. W konsekwencji dostrzeżony i uznany grzech
nie staje się zachętą do nawrócenia; wręcz przeciwnie, skazuje na dalsze
jeszcze głębsze pogrążanie się w grzesznej postawie.
Obydwie „nie-miłosierne” ścieżki
prowadzą do samounicestwienia. Negacja lub absolutyzacja grzechu prowadzi do
coraz większego upadku. Ciemność zaczyna ogarniać coraz to nowe obszary życia.
Jakże to smutna perspektywa! Nie chcę być samobójcą! Dlatego pragnę podążać
drogą Miłosierdzia, którą wskazała św. Faustyna. Każdego dnia po wielokroć
stwierdzam swoją grzeszność. To stwierdzanie zaprasza mnie do ufnego
rzucania się w objęcia Miłosiernego Boga. W ten sposób sumienie staje się coraz
bardziej wrażliwe. Coraz więcej braków, niskich motywacji i pragnień wychodzi
na światło dzienne. I oto rzecz przedziwna! Taki stan rzeczy nie powoduje
ostatecznie smutku przygnębienia.
„Miłosierny klucz” otwiera radosną nadzieję.
Każda ufnie powierzona słabość zostaje spalona w nieskończonym ogniu Bożego
Miłosierdzia. Kolejny obszar życia zostaje wprowadzony w strefę Bożego Światła.
Jezu Miłosierny! Dziękuję Ci za dar Twego nieskończonego Miłosierdzia. Jakaż
radość, że zawsze mogę przyjść do Ciebie z każdą nędzą i słabością…
4 lipca 2014 (Mt 9, 9-13)