Dzisiaj wspominamy św. Jana z Dukli, który przez
pewien czas prowadził życie pustelnicze. Ten etap jego drogi pomógł mi w
odkryciu powołania pustelniczego, które pragnę realizować nie tylko czasowo,
ale definitywnie aż do śmierci. "Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników
mało". Tak! Pan jest dawcą "pustelniczego żniwa" i od samego
początku udziela wszelkich potrzebnych łask.
W sercu odżyły wspomnienia z samotnej
pielgrzymki, którą przed wielu laty odbyłem do Francji, na drodze mych
pustelniczych poszukiwań. Dotarłem wtedy do górskiego masywu Kartuzji, od
którego swą nazwę wziął klasztor Wielkiej Kartuzji. Mieszkający tam mnisi
pustelnicy nazywają się kartuzami. Wszędzie panuje Wielka Cisza; autentyczne
doświadczenie tchnienia Wieczności. W XI wieku Bóg ukazał we śnie to przedziwne
miejsce ówczesnemu biskupowi Grenoble św. Hugonowi. Biskup, posłuszny
nadprzyrodzonej wizji, wskazał drogę św. Brunonowi, który przybył do niego w
poszukiwaniu jakiegoś odludnego miejsca w górach dla założenia pustelni.
Czułem się jak pielgrzym, który dociera do
studni, z której można zaczerpnąć „duchowej wody”. W sercu pulsowała radość, że
znalazłem się w miejscu, które emanowało klimatem pustelniczego misterium.
Głęboka jedność pomiędzy duchowym poszukiwaniem i zastaną fizyczną
rzeczywistością. Z wielką mocą poczułem wtedy wezwanie do podjęcia nowego etapu
na drodze pustelniczych poszukiwań. Człowieka ogarnia dreszcz nadprzyrodzonej
emocji na myśl, że wiele wieków wcześniej pewien kapłan (św. Bruno) zrezygnował
z duszpastersko-edukacyjnej działalności i zamieszkał w pustelni. Jakże piękny
konkretny fakt w historii Kościoła.
Po pierwszym wzruszeniu serca, nieco rozejrzałem
się po terenie okalającym klasztor. Otóż całość składa się z dwóch
zasadniczych części. W pierwszej, do której najpierw dotarłem, znajduje się
muzeum Wielkiej Kartuzji. W budynkach starej Correrie, spośród których niektóre
sięgają nawet XI wieku, znajduje się wspaniała prezentacja klasztoru i życia
Zakonu Kartuzów. Tutaj przez wieki mieszkali bracia, trudniący się materialnym
utrzymaniem klasztornej pustelni. Tu także zatrzymywali się liczni
goście, którzy pragnęli nieco zasmakować tchnienia Wieczności. Tak więc nie
jest to zwykłe muzeum, ale miejsce gdzie można konkretnie zobaczyć jak
wyglądało i wygląda życie kartuskich pustelników. To prawdziwy dar, gdyż sam
klasztor Wielkiej Kartuzji jest zasadniczo całkowicie niedostępny dla
zwiedzających. Znajduje się w odległości około dwóch kilometrów i można
do niego dotrzeć tylko pieszo. Jest to strefa specjalnie chroniona,
aby mnisi pustelnicy mogli prowadzić życie modlitwy i medytacji w klimacie
ciszy i samotności.
Na kolejny dzień zostawiłem zwiedzanie muzeum,
póki co udając się w stronę klasztoru. Gdy pustelniczy budynek wyłonił się
spośród drzew, serce mocno zadrgało i w oczach pojawiły się łzy wzruszenia.
Głęboko w sobie poczułem, że też jestem wezwany do zamieszkania w odosobnieniu.
Przy bramie klasztornej ujrzałem tabliczkę z napisem: „Mnisi, którzy poświęcili
swoje życie Bogu, dziękują za uszanowanie samotności, gdzie w ciszy modlą się i
ofiarowują się za was”. Cisza i samotność, te słowa będą często wracać jako
bezcenny drogowskaz na drodze ku Bogu. Była godzina dziewiętnasta. Nawet furta
klasztorna była już zamknięta i absolutnie żaden kontakt nie był możliwy.
Znalazłem informację, że dla wiernych jest o 7.30 Msza Święta w przylegającej
do klasztoru kaplicy. Tak więc wiedziałem jak rozpocznę kolejny dzień.
Póki co wróciłem w okolice muzeum i udałem
się na nocny spoczynek do pobliskiej miejscowości. Kolejny nocleg spędziłem już
w klasztornym budynku w dolinie Wielkiej Kartuzji. Normalnie nie jest to
możliwe, ale ze względu na me pustelnicze poszukiwania, Pan obficie
pobłogosławił. Św. Brunonie, dziękuję Ci z całego serca, że dotarłem do tego
miejsca, które nieustannie pozostaje ważnym drogowskazem odkrywania Boga w
ciszy i samotności.
8 lipca 2014 (Mt 9, 32-38)