Wiara i wyciszenie


            Co ciekawego można zrobić w Adwencie? Na pewno warto wprowadzić swe wnętrze w "stan wyciszenia”. To uprzywilejowana metoda, aby przyjąć adwentową łaskę "duchowego ukojenia”. Pokój serca jest wielką szansą, aby usłyszeć to, co dotąd było niesłyszane; dostrzec to, co dotąd pozostawało niedostrzegane. Ta „nowa wiedza” może uchronić przed jakąś życiową tragedią, której potem się już nie cofnie.

W hałasie i w biegu spontanicznie człowiek zaczyna mówić głośniej i staje się bardziej natarczywy. Bez złej woli, rozmowa często przekształca się w usilne przekonywanie do swoich racji, „pobożnych” lub „bezbożnych”. Zewnętrzne zapędzenie powoduje wewnętrzny chaos. Efektem tego jest utrata zdolności słyszenia tego, co drugi tak naprawdę mówi.     

Adwentowe wyciszenie jest wielką szansą, aby lepiej zobaczyć rzeczywistość taką, jaką ona naprawdę jest. Staje się to możliwe poprzez szczerą postawę: „Słucham cię”. Wówczas w miejsce przekonywania do swoich racji wchodzi postawa pokornego dzielenia się swoim postrzeganiem prawdy.  Zanim ewentualnie zaoponuję, najpierw dokładnie sprawdzam, czy w ogóle dobrze zrozumiałem. Taka metoda „cichej weryfikacji” zapobiega „morzu” nieporozumień, kłótni i sporów. Gdy jednak obiektywna różnica zdań istnieje, klimat ciszy pomaga w przyjęciu swych odmienności. W ciszy nawet dwie największe odmienności mogą wejść w stan głębokiego zjednoczenia przenikniętego miłością.   

Adwentowa cisza pomaga odkryć zaskakujący fakt: Bóg istnieje. Eureka! Dzięki temu "wewnętrznemu odkryciu" zostajemy uwolnieni od szatańskiej pokusy bycia „zapędzonym zbawicielem siebie i świata całego”; zaczynamy na serio zwracać się do Boga. Ale nie na tym koniec. To dopiero początek „przygody wiary”. 

Kolejnym krokiem, możliwym dzięki łasce Adwentu, jest odchodzenie od postawy „natarczywej miłości”. Jest to swoisty „pęd wewnętrzny”, aby Boga i drugiego człowieka za wszelką cenę zmusić do tego, co postrzegamy jako dobro. Takie agresywne napastowanie uniemożliwia przyjęcie najlepszego daru, który Bóg pragnie udzielić w danej sytuacji. Jednocześnie niebezpieczne jest zmuszanie  do „kochania Boga”. Takie podejście często wywołuje skutek dokładnie odwrotny.  

Adwent pomaga w kształtowaniu się zdrowo rozumianej wiary. Cechą charakterystyczną takiej wiary jest ufne przedkładanie Bogu stanu swego serca, zaś wobec ludzi na plan pierwszy wysuwa się postawa pokornego świadectwa. W ten sposób człowiek niczego nikomu nie narzuca, zarazem z miłością otwiera swoje serce. Następnie Bóg lub drugi człowiek niejako otrzymuje „pole do działania” wedle swego rozumienia dobroci w danej sytuacji życiowej.

Pięknym wyrazem takiej postawy jest ewangeliczny celnik. Nie nakazywał Jezusowi, co ma robić, lecz jedynie szczerze przedstawił troskę swego serca: „Panie, sługa mój leży w domu sparaliżowany i bardzo cierpi” (por. Mt 8, 5-11).   Setnik miał w sobie głęboką pokorę. Ufał, że Jezus sam będzie wiedział, co należy w odpowiedzi uczynić. W żaden sposób nie narzucał się i nie był natarczywy. Jednocześnie setnik był przekonany, że Jezus ma moc uczynić poprzez „słowo na odległość” to, co uzna za najlepsze.  W odpowiedzi Jezus dokonał uzdrowienia i pochwalił głębię wiary setnika.

Ten ewangeliczny epizod pozostanie jedynie piękną opowieścią, bez możliwości wdrożenia w życie, jeśli cechą charakterystyczną naszej codzienności będzie „ciągłe gadanie” i „nieustanny pęd”. W Adwencie otrzymujemy „łaskę czasu”, która pomaga nam nieco „przystopować” i wejść w klimat ciszy. Wyciszona wiara, przeniknięta „ukochaniem miłości” i „poszanowaniem wolności”, pozwala „wiele nowego” usłyszeć i zobaczyć. Dzięki temu nasze życie coraz bardziej zostaje osadzone w rzeczywistości; nasza modlitwa staje się środkiem, przy pomocy którego Bóg daje to, czego najbardziej potrzeba.    

1 grudnia 2014 (Mt 8, 5-11)