Lampa Boskiej Światłości


Zwykły stół. Przy nim sympatyczny staruszek. Na stole zdjęcie starszej kobiety, obok zestaw obiadowy. Dla zapędzonego przechodnia, banalna sytuacja. Ot, spokojny żywot leciwego pana, który może bez pośpiechu spokojnie zjeść. Aha, jeszcze jakieś zdjęcie przy talerzach… No cóż, na stare lata ludzie miewają różne pomysły …  


Ale kontemplacyjny obserwator, widząc  ten epizod, od razu chwyta „tajemnicze promienie miłości”.  Właśnie ma miejsce niezwykła rozmowa starszego małżeństwa, przy stole, w trakcie zwyczajnego posiłku. Całość rozgrywa się w promieniach lampy. Lampy tej oczami nie widać, ale na jej obecność wskazuje „Boskie Światło”, które tworzy atmosferę „niebiańskiej scenerii”. Wyraźnie wyczuwa się, że jakieś ciemności zostały rozproszone; teraz z lampy emanuje światło, które wywołuje skojarzenie z Boską Światłością.

Kontemplacyjna koncentracja pozwala uchwycić i dostrzec to, co hałas, harmider i pęd skutecznie zagłuszają i zaciemniają. Powyższa sytuacja dotyczy pewnego małżeństwa. Po śmierci żony, mąż odnalazł wiele sposobów, aby pomimo fizycznej rozłąki nadal trwać w duchowej jedności. Czyż po dziesiątkach lat wspólnych posiłków można tak po prostu zgodzić się na ich zaprzestanie? Czy śmierć ma moc  unicestwić to, co stało się „nieśmiertelnym zjednoczeniem”? Jedno ciało w obecności drugiego ciała. Wszak „wewnątrz” tej fizycznej współobecności dokonywało się jeszcze głębsze współistnienie duchowe. Śmierć unicestwiła jedynie pewną formę wspólnego „bycia jedno”. Duchowa istota spotkania nie została ani troszkę nadszarpnięta.

Dla owego staruszka było oczywistością, że pomimo śmierci nadal będzie wspólnie z  żoną jadał posiłki. Zarazem dobrze rozumiał, że sama duchowa pamięć nie wystarczy. Do realności spotkania konieczny jest pewien „widzialny znak”, który ucieleśnia „niewidzialny świat”. W sensie absolutnym tę prawdę obrazuje Misterium Eucharystii. Maluteńki „kawałek chleba” umożliwia Duchowi Świętemu, aby poprzez słowa konsekracji dokonało się realne uobecnienie Jezusa, Boga i Człowieka.

W tej logice, ów starszy pan zaczął stawiać na stole, przy każdym posiłku, zdjęcie swej zmarłej żony. Stawiane zdjęcie, „konsekrowane” spojrzeniem miłości męża, umożliwiało  „cud zmartwychwstania żony”... Znów siadała przy stole. Mąż z uznaniem mówił: „Ależ ty świetnie gotujesz!”. Poprzez zdjęcie padało wdzięczne: „Oj, to cieszę się, że ci smakuje”.

Zapędzony człowiek, patrząc z boku, powiedziałby: „Biedny, stary człowiek… Ze zdjęciem rozmawia…” Hm… Wierzący w Jezusa-Eucharystię, świetnie to jednak rozumie. Wszak sam często podobnie czyni… A przecież  z zewnątrz wygląda to tak, jakby zwariował, bo z „czymś białym” rozmawia…

Zdjęcie kochanej osoby, noszone w portfelu, co pewien czas oglądane,  to znak pewnej stałej pamięci. Ale warto wydobyć także różne formy specyficznych głębokich spotkań. Postawić zdjęcie na stole, przed rozpoczęciem posiłku, to tak jakby powiedzieć nieobecnej osobie: „Cieszę się, że jesteś. Usiądźmy. Jak się czujesz?”.

Jakże to kojąca możliwość spotkania po śmierci bliskiej osoby. Ale jest przecież tak wiele innych sytuacji, gdy tęsknota zżera od środka, bo nie ma „jej”, „jego”, tu i teraz. „Mówienie do zdjęcia” ma wtedy sens. Jeśli kochasz, to czujesz, że gdy nie ma bliskiej osoby, to wtedy jej zdjęcie pragnie wyjść z portfela, aby wspólnie z tobą usiąść i patrzeć ci w oczy… Spełnia się proroctwo Izajasza: „Lud, który siedział w ciemności, ujrzał światło wielkie, i mieszkańcom cienistej krainy śmierci światło wzeszło” (por. Mt 4, 12-17. 23-25).

To właśnie Jezus jest tą Wielką Światłością, która może rozproszyć nawet największe ciemności. Chrystus najpełniej promieniuje swym  niebiańskim  światłem poprzez Najświętszą Hostię, która jest Lampą Boskiej Światłości. Ale Jezus pragnie rozświetlać nasze ciemności także z pomocą wielu innych lamp. Zdjęcie nieobecnej fizycznie osoby, w trakcie posiłku, jest jak Chrystusowa lampa.  W jej blasku rozlega się serdeczne: „Jak się czujesz?”... Zaczyna się rozmowa… Dla niewierzących to niemożliwe. Ale dla wierzących w Światłość Chrystusa wszystko jest możliwe…  

7 stycznia 2015 (Mt 4, 12-17. 23-25)