Przezwyciężyć zblazowane serce


„Sztuczny uśmiech zblazowanego serca”. Obrazek jakże często spotykany. Media pełne są tej plastikowej sztuczności. Zarejestrowane nieraz chwile „po zejściu z wizji” pokazują, że „urocze” uśmiechy zamieniają się w  wulgarne słowa. Gwiazdy show biznesu na estradzie sprawiają wrażenie szczęśliwych przedstawicieli „boskiego panteonu”. Ale wielu po powrocie do swych czterech ścian panicznie musi ratować się narkotykami, aby przezwyciężyć przygnębienie i poczucie absurdu. W korporacjach, oficjalnie, pełnia optymizmu na twarzach.  Jednak po zdjęciu „korporacyjnego gorsetu”, z wnętrza wylewa się niejednokrotnie strumień negatywnych uczuć.  

Nie tylko w telewizyjnych programach czy firmowych działaniach, ale także w zwykłej codzienności jakże często można spotkać ludzi, którzy prezentują się jako pełni radości i życiowej energii. Jednocześnie w samotności lub w gronie najbliższych dają upust przeżywanej beznadziejności totalnie bezsensownego życia. Nieustanna gra pozorów, że wszystko jest wspaniale i cudownie. Namiętna pseudokreacja wychodzi na jaw, gdy nieraz człowiek o twarzy epatującej zniewalającym uśmiechem, za chwilę jest w stanie wyrzucić z siebie najbardziej siarczyste przekleństwa i złowrogie spojrzenia;  za plecami lub „gdy zgasną kamery”. 

Można mnożyć przykłady. To wszystko pokazuje jakiś potężny pozór „uśmiechniętego świata”. Pozorność ta polega na tym, że zewnętrznie występują znaki charakteryzujące radość życia. Różnej barwy opowieści opisują szczęśliwe uroki przeżywanej codzienności. W rzeczywistości jednak wszystko wygląda zupełnie inaczej. Cechą charakterystyczną człowieka o pozornym uśmiechu jest jednoczesne istnienie „radosnej twarzy” i „smutnego serca”. Na zewnątrz jest pokazywane zupełnie coś innego wobec tego, co wypełnia duszę. Sztuczne połączenie totalnie dwóch stanów. Coś takiego nie może istnieć jako „kojąca zdrowa całość”. Dlatego powstaje wewnętrzne napięcie, które domaga się odreagowania. Tłumaczy to fakt, że niejednokrotnie uśmiechnięci „na wizji” ludzie, rzucają potem wyzwiskami, biorą narkotyki czy spożywają całkiem konkretne dawki alkoholu. Tak zwane wyjazdy integracyjne w firmach łączą się nieraz z „odstresowującą zabawą”, zakończoną moralnym „kacem”.   

Największą tragedię człowieka o „sztucznym uśmiechu” stanowi fakt, że w rzeczywistości jest porażająco smutnym osobnikiem. Jego prawdziwym obliczem nie jest radość, ale smutek i zblazowanie. Smutek zaś jest stanem człowieka, który ma odniesienie jedynie do czegoś skończonego, bezsensownego. Skończoność wywołuje w człowieku smutek, gdyż nie spełnia najgłębszego wołania serca, które spragnione jest nieskończoności i poczucia sensu. Cóż więc robić?

Tak, człowiek nie jest powołany do smutku, ale do radości. Chodzi jednak o radość, która rzeczywiście wypełnia serce i w konsekwencji ujawnia się potem na twarzy. Taka radosna całość jest możliwa tylko dzięki Bogu. Jezus Chrystus ukazuje nam prawdziwą drogę do szczęścia: „A Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy” (J 14, 26). Duch Święty jest w stanie wypełnić ludzkie serce i spełnić nieskończone pragnienie szczęścia. Pozwala odkrywać sens życia, ukazany przez Jezusa w Ewangelii. W ten sposób skończoność jest przezwyciężana i w sercu rodzi się autentyczna radość. Uśmiech na twarzy jest wtedy jak najbardziej szczery. Prawda ta dotyczy zarówno wierzącego, jak i niewierzącego. Drugi z nich nie jest tylko świadom tego Bożego daru. 

W Duchu Świętym człowiek jest autentycznie radosny, zarazem doświadcza Bożego pokoju. Nie ma bowiem wewnętrznej schizofrenii, „sztucznego uśmiechu” i „zblazowanego serca”. Jeśli w telewizji, w firmach, w codziennym życiu spotkamy ludzi o szczerym uśmiechu, to jest to piękny znak obecności Ducha Świętego w sercu. W życiu takiego człowieka nie ma większej różnicy pomiędzy czasem „na wizji” i czasem „na luzie”. Serce wypełnia trwały stan szczęścia i pokoju. Po ludzku to niemożliwe. Tylko w mocy Ducha Świętego można przezwyciężyć pokusę zblazowanego serca.

5 maja 2013 (J 14, 23-29)