Wyzwalająca Prawda



„Nie jestem w życiu szczęśliwy”. Oto głębokie przekonanie wielu ludzkich serc. Smutna  oczywistość wypełnia najskrytsze obszary egzystencji. Na początku rodzą się nawet intensywne emocje, wyrażające wewnętrzną niezgodę na nieszczęście. Ale z czasem ogólny stan ulega uspokojeniu. Na twarzy pojawia się nawet naturalny uśmiech. W głębi serca osadza się poczucie bycia nieszczęśliwym człowiekiem. 

To wielka sprawa, gdy człowiek potrafi odważnie wyznać:  „jestem nieszczęśliwy”.  Proste słowa, nasączone łzami i bliżej niesprecyzowanym bólem. Nie jest to forma rozczulania się nad sobą. Te łzy wyrażają przeżywaną rzeczywistość i są autentycznymi świadkami prawdy. Być może istnieją ludzie szczęśliwi? Któż to wie? W każdym razie bardzo często wołanie „jestem szczęśliwy” stanowi tak naprawdę parawan rozciągany przed samym sobą, aby zakryć ukrywaną prawdę o doznawanym smutku i nieszczęściu. Bardzo biedny jest człowiek, który krzykiem szczęścia usiłuje zagłuszyć ciszę nieszczęścia. Lepiej w cichości serca, zwyczajnie, bez pretensji do kogokolwiek o cokolwiek, tak  szczerze nazwać rzeczy po imieniu. W końcu żeby żyć wcale nie trzeba na siłę być szczęśliwym. Można żyć także jako człowiek nieszczęśliwy. 

Gdy człowiek nieszczęśliwy szczerze mówi: „Jestem nieszczęśliwy”, wtedy zachodzi stan głębokiej wewnętrznej prawdy. Ta prawda wyzwala stan pokoju serca, które nie musi już podejmować panicznych prób kupowania  szczęścia. Jakże trzeba współczuć ludziom, którzy wmawiają sobie, że są szczęśliwi, a są nieszczęśliwi. Powstaje nieprawda, która uniemożliwia realne otwarcie na Boga. Wtedy człowiek zaczyna podejmować różne karkołomne próby wmawiania sobie i innym tego, czego w rzeczywistości nie ma.  Znika pokój  serca. 

Wielka szkoda. O wiele sensowniej jest przyjść do Jezusa i tak szczerze powiedzieć: „Jezu, jestem w życiu nieszczęśliwy”. Ale ważne, aby nie robić tego na zasadzie pretensji. Chodzi o takie czyste i pokorne stwierdzenie faktu, bez próby robienia jakiegoś „biznesu” w rodzaju: „zrób coś, abym był szczęśliwy”.  Jeśli Jezus kocha miłością bezinteresowną, to przecież i tak serdecznie się przywita i powie bez patosu: „Witaj”. Totalnie wyzwalająca naturalność szczerego spotkania. Ciekawą inspiracją jest postawa ewangelicznych kobiet, które widząc Zmartwychwstałego Jezusa „zbliżyły się do Niego, objęły Go za nogi i oddały Mu pokłon” (Por. Mt 28, 8-15). W sumie, świetny pomysł! To bardzo szlachetna postawa pokłonić się Zmartwychwstałemu jako człowiek nieszczęśliwy. 

Trochę to zabawne, jak ktoś szczęśliwy przychodzi do Jezusa. Najwidoczniej już sam sobie dał radę i nie potrzebuje Jezusa. Nie rozumiem ludzi, którzy zmuszają siebie i innych do bycia szczęśliwym. Osobiście wolę przyjść jako ubogi i nieszczęśliwy. Niech Jezus dalej sam do tego stanu się odniesie. Bezcenne są Jego słowa „Nie bójcie się”. Tak! Warto odważnie, bez lęku wypowiedzieć „nieszczęście swego serca”. To daje niepowtarzalne poczucie prawdy i wewnętrznego wyzwolenia. Wyznanie nieszczęścia jest jak magnes, który przyciąga Miłosiernego Boga. Jakże wielu zalęknionych ludzi pośród „szczęśliwych”. Są sparaliżowani lękiem przed wypowiedzeniem najgłębszej prawdy swego życia: „Jestem nieszczęśliwy”. Oszukują siebie i innych. Na różny sposób kupują kłamstwo szczęścia. Nawet w imię Boga. Tak czynili arcykapłani opisani w Ewangelii, którzy za pieniądze postanowili kupić  sobie „prawdę” swojego szczęścia. Ciekawe, nawet wewnętrzne przekonania można w pewien sposób zakupić.  Strażnicy pilnujący grobu Jezusa, za otrzymane pieniądze,  ograniczyli się jedynie do zewnętrznego głoszenia tego, w co nie wierzyli. Inna wersja zakupionego szczęścia. 

Nie warto kupować swego szczęścia. Bo to jest nieprawda, która zabija pokój serca. Lepiej po prostu uznać prawdę o swym nieszczęściu i odważnie o tym powiedzieć Jezusowi. Wszelka droga prawdy to autentyczne otwarcie swego serca na Prawdę Boga. Szczęście czy nieszczęście? W sumie mało ważne. Najważniejsza jest Prawda Zmartwychwstałego Jezusa Chrystusa... 

21 kwietnia 2014 (Mt 28, 8-15)