Duchowe zmagania w cierpieniu



           Cierpienie w życiu człowieka. Każde bolesne doświadczenie jest niepowtarzalne. Ma specyficzny świat wewnętrznych doznań. Zależy zarówno od duchowego stanu wnętrza, jak i zewnętrznej sytuacji. Jest w pewien sposób „rozciągnięte” pomiędzy „ja” człowieka cierpiącego i Bogiem. W cierpieniu dokonuje się najgłębszy duchowy rozwój lub upadek. To zarazem szczególny czas działania Ducha Świętego, jak i pokus złego ducha. Boża obecność jest w rzeczywistości ogromnie intensywna, ale  może sprawiać wrażenie totalnej nieobecności. 

Bóg, poprzez pozorne opuszczenie, najowocniej oczyszcza naszą miłość z tego wszystkiego, co stanowi „światowe” przywiązania. Oczyszczenie dokonuje się, gdy człowiek „mimo wszystko” wypowiada „Jezu, ufam Tobie”. Podobnie w odniesieniu do ludzi, którzy są przyjaciółmi. Prawdziwy przyjaciel nie kreuje się na zbawiciela, ale pokornie i posłusznie czyni z siebie narzędzie jedynego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa. Nieprzyjaciel działa zupełnie inaczej. Wykorzystuje osłabienie cierpiącego i jego naturalne oczekiwania, aby potem wyzwalać w jego sercu wielorakie pretensje. 

Oczywiście, ostrze ataku skierowane jest na Boga i ludzi, którzy posłusznie w Imię Boże postępują; wbrew logice świata. „Gdybyście byli ze świata, świat by was miłował jako swoją własność. Ale ponieważ nie jesteście ze świata, bo Ja was wybrałem ze świata, dlatego was świat nienawidzi” (J 15, 19).  Nieprzyjaciel oskarża Boga i ludzi jemu posłusznych. Zarazem trzeba być uważnym, aby nie przywiązywać cierpiącego bardziej do siebie, niż do Boga. Jest to bardzo wysublimowana pokusa. W danej chwili bowiem cierpiący doznaje szybkiej ulgi. Ale w dłuższej perspektywie zaczyna narastać zjawisko uzależnienia od człowieka. Bóg zostaje odsunięty na dalszy plan. Nieraz cały proces trwa długimi latami. Ewidentnie widać to u niektórych dorosłych, którzy są uzależnieni od jednego lub obydwojga rodziców. 

Jednocześnie nie jest problemem, gdy pojawią się znaki „światowego” przywiązania. W pewien sposób, przy głębszych relacjach, z dużym prawdopodobieństwem coś takiego naturalnie się pojawia. Wtedy ogromnie ważne, aby dalej postępować prawdziwie wedle Ducha Bożego. Istota właściwej postawy polega na tym, aby kierować człowieka cierpiącego na Boga. To łączy się z pozornym osłabieniem własnej obecności. W rzeczywistości ta obecność, w sensie duchowym, staje się jeszcze bardziej intensywna. Głęboki stan współcierpienia. Jest to moment wielkiej próby. Zły coś takiego wykorzystuje, aby wmawiać cierpiącemu, że został opuszczony. 

Jeśli taka pokusa jakoś zadziała, wtedy pojawia się najtrudniejszy rodzaj cierpienia. Tym razem jest to cierpienie, które dotyka człowieka pragnącego realnie nieść pomoc; poprzez posłuszne słuchanie Boga, a nie świata. Otóż najbardziej bolesne jest cierpienie, gdy człowiek czyni dobrze, a zostaje posądzony o zło. Człowiek podejmuje właściwe działanie, które jest wyrazem Chrystusowej troski, zaś zostaje oskarżony o obojętność. W rzeczywistości, u wspierającego dokonuje się ofiara z własnego życia, ale jest to  postrzegane jako brak dobroci. W sposób absolutny taki bezmiar najbardziej raniącego cierpienia doświadczył Jezus Chrystus. Każde słowo i każdy uczynek był u Niego wyrazem mądrej miłości wobec człowieka. A mimo tego, został skazany i zabity jako wróg Boga i człowieka. 

Warto podjąć heroizm posłusznej wierności Bogu. Dla człowieka przeżywającego cierpienie, jedynym ratunkiem jest cierpliwe trwanie w postawie zaufania Bogu i bliskim ludziom. Nie  można ulec chęci zaspokojenia własnych oczekiwań i wyobrażeń dobroci. Bezwzględna ufność i posłuszeństwo to droga do zwycięstwa w Chrystusie.  Z kolei osoba, która chce prawdziwie pomagać; która pragnie być posłusznym narzędziem w ręku Boga, musi być gotowa ponieść nawet miażdżące cierpienie. Na wzór Jezusa, warto jednak zapłacić nawet cenę najboleśniejszego cierpienia. Lepiej prawdziwie troszczyć się o kogoś, niż zyskać czasowo najpiękniejszą aprobatę, obiektywnie szkodząc. Bóg wszystko widzi. Prawdziwa miłość  zawsze zwycięża. Teraz i na Wieki.    

24 maja 2014 (J 15, 18-21)