Skarb własnego mieszkania


„Ciasne, ale własne”. W prosty sposób słowa te wyrażają głęboką prawdę o własnym mieszkaniu, którym może być nawet mały pokój. Istotą nie jest bycie właścicielem, ale fakt posiadania niezależnej przestrzeni codziennego życia. Jest to wymarzone miejsce,  gdzie człowiek z radością przebywa i prawdziwie czuje się „u siebie”. Chodzi o ukochany zakątek, zarówno w sensie fizycznego umiejscowienia, jak i wytworzonego duchowego klimatu. 

Mieszkanie, czasowe lub stałe miejsce przebywania, wywiera bardzo duży wpływ na codzienne funkcjonowanie człowieka. Człowiek nie jest bezcielesnym aniołem, ale duchem wcielonym. Ma konkretne fizyczne ciało, które pozostaje w ścisłej relacji z fizycznymi uwarunkowaniami miejsca. Ciałem nazywamy także ludzkie życie. W tym sensie ciało może oznaczać życie jednego człowieka lub wspólne życie dwojga ludzi, zespolonych sakramentem małżeństwa. „A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało” (Mt 19, 6). Nie chodzi tu o jakieś abstrakcyjne rozróżnienia, ale o bardzo praktyczną sprawę. Otóż najbardziej właściwe dla ciała, jednego dorosłego człowieka lub małżeństwa i rodziny, jest to, aby miało swoje własne mieszkanie.

W tradycji pustelniczo-monastycznej wielkie znaczenie ma pomieszczenie, zwane celą. Otóż cela stanowi błogosławione miejsce, które jest swoistym „mistrzem” mieszkającego w niej pustelnika lub mnicha. Dobrze znana jest mądrość: „usiądź w swojej celi, a cela cię wszystkiego nauczy”. To święta prawda! Chodzi o zyskanie stanu wyciszenia i wewnętrznej harmonii. Dochodzi do głosu ścisła relacja pomiędzy ciałem i mieszkaniem.  Gdy ta relacja jest właściwa, wtedy mnich zyskuje stan głębokiego „bycia u siebie”. Zewnętrzny „porządek celi” pomaga zyskać „uporządkowanie wnętrza”. Z kolei stan wewnętrznej integracji umożliwia przyjęcie Bożej łaski. Poprzez celę mnich nasącza się Bożą Obecnością i zdąża do wiecznego Domu Ojca. 

 W tym miejscu trzeba mocno zaakcentować, że Wieczność nie jest jakąś formą zlania wszystkich istnień ludzkich w jedną masę przenikniętą Bogiem. Najlepszą wizję daje nam sam Jezus Chrystus, który stwierdza: „W domu Ojca mego jest mieszkań wiele (…) Idę przecież przygotować wam miejsce” (J 14, 2). W kontekście całej Ewangelii, wieczność jawi się jako rzeczywistość, gdzie każdy będzie miał ciało uwielbione. Z kolei to ciało, przeniknięte duchem, będzie przebywać w przygotowanym dla niego mieszkaniu. Mieszkanie należy rozumieć jako całokształt miłosnej relacji z Bogiem i świętymi. 

Warto czerpać z pustelniczo-monastycznej mądrości. Osoby dorosłe, nie będące w związkach małżeńskich, najlepiej zrobią, gdy będą przebywać w swych własnych mieszkaniach. Własne mieszkanie daje optymalne warunki rozwoju; aby nie być „dużym dzieckiem”.  Jeśli nie jest możliwa odrębność przestrzenna, to warto przynajmniej wydzielić sobie „własne terytorium”, w dużej przestrzeni całego mieszkania/domu.  

Jeśli osoby stanowią jedno  ciało jako związek małżeński, to tym bardziej niezbędne jest zamieszkanie w odrębnej przestrzeni własnego mieszkania; niech nawet będzie jak najbardziej skromne i malutkie, ale własne. Świetnie oddaje to potoczne powiedzenie „ciasne, ale własne”. Niektóre małżeństwa popełniły wielki błąd, nie podejmując od początku wspólnego życia we własnym mieszkaniu. Własne mieszkanie jest bezcenną pomocą w integracji małżeńskiego ciała. Dwoje ludzi buduje samodzielnie tożsamość swojego małżeństwa. Wspólne kwestie życiowe są rozwiązywane autonomicznie. Przy wspólnym mieszkaniu razem z rodzicami, nawet bez złej woli, niejako samoczynnie występuje wiele wpływów, ingerencji i ograniczeń. Przypomina to przypadek  małego drzewka, które rośnie pod dużym drzewem. Niby ma ochronę, ale tak naprawdę nie może prawidłowo się rozwijać.  

Warto uchwycić ścisły związek pomiędzy ciałem i mieszkaniem. Gdy dane ciało ma swoje mieszkanie, wtedy posiada optymalne warunki rozwoju w życiu doczesnym. Zarazem przestrzeń własnego mieszkania staje się bezcenną „celą”, która pozwala jak najlepiej przygotować się do objęcia mieszkania,  przygotowanego przez Jezusa Chrystusa w wiecznym Domu Ojca.

18 maja 2014 (J 14, 1-12)