„Przestrzenią ducha, gdzie może on rozwinąć
skrzydła, jest cisza”. Świetne spostrzeżenie, autorstwa Antoine de
Saint-Exupery. Prawda tego zdania jest drogowskazem dla wszystkich, którzy
pragną zdążać ku duchowym szczytom miłości. Cisza jest nosicielką prawdziwego
życia. Jest jak krew, która krąży w organizmie. Krew pełni niesamowicie ważną
rolę. Dostarcza między innymi tlen do całego organizmu. Niedotlenienie, w
przypadku mózgu nawet bardzo krótkie, powoduje poważne zaburzenie, trwałe
kalectwo, a nawet śmierć.
Cisza pełni taką samą rolę w życiu człowieka.
Jest jak tlen, który pozwala autentycznie żyć miłością, a nie tylko wegetować.
To niezbędny fundament, na którym można dopiero wznosić dalsze
życiowe piętra. Bez ciszy życie staje się materialną klatką. Nieustanne
gadanie, własne lub innych, pełni rolę zniewalających krat, a nawet izolujących
betonowych płyt. W miarę upływu czasu daje o sobie znać nieznośna duchota
wielorakiego pożądania. W krzyku i zapędzeniu materia nieubłaganie „ciągnie ku
dołowi”, przytłacza swym ciężarem i powoduje obezwładniający paraliż. Dusza
przypomina wtedy pięknego orła, którego skrzydła zostały bestialsko skrępowane
i powiązane. Powolne umieranie. Nuda, szarość, banalna trywialność. Na
szczęście nie jest to bezwzględne prawo konieczności. Wszystko może wyglądać
inaczej. W jaki sposób?
Lekiem jest cisza. Gdy cisza zaczyna dotleniać
organizm, życie zaczyna pulsować. Poszczególne obszary egzystencjalne powstają
niczym mityczny feniks z popiołów. Orzeł ducha nie ma już związanych skrzydeł.
Może szybować. Wyżej, coraz wyżej, bez żadnych ograniczeń. Duch budzi się w
człowieku. Miłość złożona w sercu przez Stwórcę przechodzi ze stanu uśpienia w
stan twórczej aktywności. Nie jest to aktywizm, ale duchowa kreatywność, która
odzwierciedla Boga i zbliża do Boga. W miejsce beznadziejnej szarości pojawia
się kolorowa pasja istnienia. Swoiste wewnętrzne doświadczenie lekkości
własnego bytu. Chodzi tu o głęboko pozytywną lekkość, która przypomina chwile
uniesienia na szczycie górskim, gdy oddychamy świeżym powietrzem. Nasza
materialność bierze w tym oczywiście udział. Materia jest wspaniała. Sama z
siebie pozostaje jednak tylko ciężką masą. Potrzebuje ducha, który nasyci ją
miłosną energią życia. Bezkształtna masa oczekuje formy, która pięknie ją
ukształtuje. Ta życiodajna energia wypełnia całego człowieka właśnie poprzez
ciszę. Bez ciszy człowiek zamiera. Dzięki ciszy, człowiek jest w stanie owocnie
podejmować Jezusowe przykazanie miłości, nawet nieprzyjaciół.
A może cisza jest tylko dla wybranych?
Oczywiście, że nie! Żadną miarą! Czy można powiedzieć, że tlen jest potrzebny
do życia tylko dla wybranej garstki? Toż to byłby rasizm w jakiejś
przerażająco-ekstremalnej formie. Cisza jest propozycją dla wszystkich, którzy
chcą zdążać do doskonałości i żyć coraz większą miłością. Tak! Nie chcę być
człowiekiem, którego duch jest spętany. Dlatego pragnę coraz pełniej oddychać
ciszą. Cisza jest dla każdego człowieka. Różnica dotyczy jedynie stopnia
obecności tej ciszy. Niektórzy są powołani, aby szczególnie być świadkiem
życiodajnej mocy ciszy (powołanie pustelnicze lub monastyczne). Na przykład,
sens życia pustelnika polega na modlitwie w ciszy i samotności. Człowiek
poświęca wtedy całe życie, aby ukazać niezwykłą wartość ciszy, dzięki której
dojrzewa najczystsza miłość. Oczywiście takie powołanie otrzymują tylko
niektórzy. Nie zmienia to jednak faktu, że życie każdego człowieka będzie
stawać się coraz bardziej święte tylko wtedy, gdy będzie budowane z pomocą
ciszy. Wtedy moce duchowe mogą być uwolnione. Człowiek zyskuje wewnętrzną
zdolność do podjęcia nawet najbardziej niezwykłych zaproszeń: „Miłujcie waszych
nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują” (Mt 5, 44).
Tak! Bóg najpełniej przychodzi w ciszy. Wówczas
człowiek coraz bardziej wznosi się i szybuje w świętej przestrzeni miłości.
Dokonuje się łagodno-radosne przejście z ciszy doczesnej do Wiecznej Ciszy
Miłości Doskonale Spełnionej.
17 czerwca 2014 (Mt 5, 43-48)