Spotkałem człowieka mocno nieszczęśliwego,
któremu wielu mogłoby pozazdrościć jego sytuacji życiowej. Spotkałem także
człowieka szczęśliwego, który swymi trudnymi warunkami egzystencjalnymi wzbudza
raczej szczere współczucie.
Po licznych obserwacjach utwierdzam się w pewnym
fundamentalnym przekonaniu odnośnie tajemnicy ludzkiego życia. Chodzi o prawdę,
która ściśle łączy się ze sposobem przeżywania tego, co człowieka w życiu
spotyka. Docieranie do rzeczywistej prawdy życia pozwala przezwyciężyć
śmiercionośną iluzję.
Czymże więc jest ta niebezpieczna iluzja? Otóż
jest nią przekonanie, że w życiu należy dążyć przede wszystkim do tego, aby
usuwać zewnętrzne cierpienia i wprowadzać zewnętrzne bezpieczeństwo i
zadowolenie. Przy takim rozumowaniu zewnętrzne niepowodzenie i
niebezpieczeństwo utożsamiane są od razu z wewnętrznym cierpieniem, niepokojem
i nieszczęściem. Z kolei zewnętrzne powodzenie i bezpieczeństwo przybierają
postać „cudownego środka”, automatycznie generującego wewnętrzny rozkwit
szczęścia. Niektórzy ludzie, biedni materialnie, żyją w złudnym przekonaniu, że
„ludzie z kasą” to mają wspaniałe życie. Wedle tej iluzji, zdobycie pieniędzy
niczym czarodziejska różdżka odmieniłoby aktualnie przeżywaną gorycz, zazdrość
i niezadowolenie. Z kolei są ludzie bogaci, którzy zazdroszczą bezrobotnym ich
beztroskiego życia. Bogacze są często nieszczęśliwi z powodu natłoku trosk i
wszechobecnej konkurencji, aby utrzymać się na rynku. Niektóre osoby żyjące w
celibacie ubolewają, że muszą dźwigać przytłaczające jarzmo
samotności. Ale jest też wiele osób w małżeństwach, które zazdroszczą celibatariuszom,
że są wolni od niesienia małżeńskiego i rodzinnego krzyża.
Powiedzmy dobitnie i wyraźnie! W życiu nie są
najważniejsze zewnętrzne uwarunkowania. Takie przekonanie to wielka iluzja.
Najważniejsza jest obecność lub nieobecność wewnętrznej miłości w sercu.
Zarazem nie chodzi tu o jakąś abstrakcyjną miłość, ale o konkretną osobę
Jezusa, który jako Miłość Wcielona zwyciężył szatana. Dlatego Chrystus mówi:
„Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie
się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle” (Mt 10, 28).
Oto najczystsza prawda o ludzkiej tajemnicy
szczęścia i nieszczęścia, piekła i nieba. Szczęście człowieka nie zależy
zasadniczo od zewnętrznej sytuacji, ale od wewnętrznej postawy serca. Gdy nie
kocham, wtedy zawsze będę miał powód do cierpiętniczego ubolewania. Mówiąc
inaczej, gdy ktoś chce być nieszczęśliwy, zawsze znajdzie wystarczające ku temu
powody. Gdy pojawi się zewnętrzne cierpienie to już koronny dowód na
beznadziejny tragizm własnego życia. Co więcej, przy braku miłości, taki
człowiek będzie doznawał bólów nieszczęścia nawet w tym, co dla tysięcy innych
jest szczytem ludzkich marzeń o szczęściu. W ten sposób szatan „zatraca duszę i
ciało w piekle”. W Wieczności, szatan pomimo tego, że widzi Boga „twarzą w
twarz”, to jednak jest radykalnie nieszczęśliwy. I w tym nieszczęściu usiłuje
pogrążyć jak najwięcej ludzi.
Z kolei gdy wchodzimy na drogę miłości, na plan
dalszy schodzi rodzaj istniejących sytuacji życiowych. Niczego nie muszę się
już bać. Po prostu kocham to, co się zdarza. Spotka mnie życzliwe słowo, to
cieszę się. Zostałem oczerniony i zraniony, to kocham ten ból. Ból zamiast
przeobrazić się w destrukcyjne cierpienie staję się konstruktywnym szczęściem.
Największym zwycięstwem miłości jest afirmacja rzeczywistości. Wówczas
cierpienie, nawet przy pozostawaniu wielkiego bólu, przestaje być piekielnym
cierpieniem. Oczywiście, po ludzku taka transformacja nie jest możliwa. Tej
cudownej przemiany dokonuje Duch Święty. Człowiek, którego serce wypełnia Duch
Święty, jest szczęśliwy nawet wtedy, gdy wszyscy uważają go za największego z
nieszczęśników świata, z powodu jakichś zewnętrznych uwarunkowań.
Panie Jezu uwalniaj nas od życiowych iluzji.
Udzielaj nam odwagi w przyjmowaniu Ducha Świętego, abyśmy potrafili z miłością
podchodzić do wszystkiego, co w życiu się wydarza.
22 czerwca 2014 (Mt 10, 26-33)