Katolicy postrzegani są nieraz, a w niektórych
środowiskach nawet bardzo często, jako ludzie nudni i pozbawieni oryginalności.
Jawią się jako kolejne kopie jakiegoś górnolotnego ideału. Prezentują poglądy,
które od razu można przewidzieć. Jeżeli są prawowierne, nie mogą przecież
odbiegać od oficjalnej doktryny głoszonej przez Kościół. Jak ksiądz lub
katecheta zaczyna mówić, niektórzy odbierają od razu swoisty impuls wyzwalający
stan znużenia i dezaprobaty. Wszak z góry wiadomo, w którym kierunku będzie
szedł prezentowany pogląd. Tysiące przykładów, które zdają się świadczyć o
występowaniu „filozofii matrycy”, gdzie wszystko odbijane jest wedle jednego
wzorca.
O tym w pewien sposób świadczy nawet strój
duchowny lub zakonny; wszyscy chodzą podobnie ubrani. Ta unifikacja postrzegana
jest jako radykalna sprzeczność wobec dążenia do niepowtarzalności i
specyficznej wyjątkowości. Zwłaszcza młody człowiek chce być oryginalny i na
różny sposób demonstruje swą unikalność pośród świata. W każdym razie
oryginalność jest „trendy”. Jak to więc jest? Czy katolik może być oryginalny?
Ewentualnie czy oryginalność jest czymś złym lub przynajmniej negatywnym?
Przed udzieleniem jakiejkolwiek odpowiedzi,
warto nieco wyjaśnić i uporządkować sens „bycia oryginalnym”. Tak więc
oryginalność może być rozumiana przynajmniej na dwa sposoby. Pierwszy z nich
występuje w potocznym rozumieniu, ale zdecydowanie nie jest właściwy. Oryginalność
oznacza tu dążenie do bycia odmiennym wobec otoczenia. Za wszelką cenę trzeba
zademonstrować inność posiadanych poglądów, prezentowanej postawy życiowej czy
też noszonego stroju. Punktem odniesienia staje się najbliższe otoczenie lub
określone kulturowe i moralne zasady w społeczeństwie. Namalowanie wymyślonego
tatuażu w najmniej spodziewanym miejscu, to na przykład autentyczny powód do
chwały. Oryginalność zatrzymuje się tutaj na powierzchownej odmienności.
Zarazem „postawa oryginalna” jest często rezultatem wewnętrznych trudności
psychologicznych. Ktoś czuje się niedowartościowany, zapomniany i porzucony.
Dlatego wkłada jakiś szokujący ciuch lub ewentualnie demonstracyjnie coś
zdejmuje, aby wykrzyczeć wobec świata swe istnienie. W mediach, taki „oryginalny”
człowiek daje np. tzw. skandaliczną wypowiedzieć, aby zdobyć swe „pięć minut” i
zaistnieć choć przez chwilę na arenie świata.
Oryginalność rozumiana w ten sposób jest
rzeczywiście nie do pogodzenia z katolicyzmem i w ogóle z chrześcijaństwem. Z
pewnej obiektywnej prawdy nie można zrezygnować za cenę taniej sensacji.
Podobnie źle się dzieje, gdy odmienność wobec otoczenia staje się celem samym w
sobie. Prowadzi to do wewnętrznego zniewolenia i człowiek staje się
niewolnikiem „świata”, który i tak bardzo szybko się znudzi i zacznie szukać
nowych atrakcji.
Warto jednak dostrzec jeszcze jedno
rozumienie oryginalności. Wskazuje na nie sama etymologia łacińska tego słowa.
„Oryginalny” pochodzi od „origo”. Słowo to zaś oznacza pochodzenie, początek,
nawiązanie do tego, co najbardziej pierwotne. Człowiek oryginalny to ten, który
wchodzi na drogę poszukiwania własnej tożsamości. Podejmuje poszukiwanie swego
„najgłębszego pochodzenia” i pragnie być autentycznie sobą. Najważniejsze staje
się odkrycie pierwotnego, niepowtarzalnego zamysłu Boga. Reakcja otoczenia
schodzi na dalszy plan. Najważniejszym celem staje się odczytanie najgłębszego
głosu swego wnętrza i potem podjęcie go w codziennym życiu.
Taka duchowa i intelektualna podróż w prostej
linii prowadzi do spotkania z Bogiem, który zamieszkuje w człowieku i jest
autorem każdej niepowtarzalnej osoby ludzkiej. W tym świetle cóż takiego się
okazuje? Otóż odkrywamy, że istnieje całkowita zbieżność pomiędzy
„byciem oryginalnym” i „byciem katolikiem” (i ogólnie wierzącym w Boga). Co
więcej! Człowiek staje się tym bardziej oryginalny, im głębiej i bardziej
autentycznie wchodzi na drogę wiary. Jak przyjrzeć się świętym, to każdy nich
bez cienia wątpliwości jest wielkim oryginałem. Panie Jezu, pomóż nam być
„świętym oryginałem”.
20 lipca 2014 (Mt 13, 24-30)