Wiele czasu poświęciłem na sprzątanie, zwłaszcza porządkowanie różnych dokumentów i materiałów na piśmie. Poczynione prace wydatnie przysłużyły się uporządkowaniu pomieszczenia. A cóż to za okazja, że zapadła decyzja o „manewrach porządkowych”? Przygotowania do jakiegoś zbliżającego się święta? A może znalazło się trochę całkowicie wolnego czasu i nadarzyła się dobra okazja nadrobienia porządkowych zaległości? Nic z tych rzeczy, motywacja o zupełnie innym charakterze; jak najdosłowniej „nie z tego świata”. Jak to rozumieć?
Otóż źródłem inspiracji do porządkowych prac
stało się słowo samego Jezusa Chrystusa, odczytane w Ewangelii. Wszak głęboki
sens Słowa Bożego polega na tym, aby wyzwolić w nas konkretne działanie na
drodze do Nieba. Nawet najpiękniejsza medytacja, która nie owocuje adekwatną
reakcją w praktyce, pozostaje jedynie pustą teorią, która ani o krok do
zbawienia nie przybliża. Tym razem zaś chodzi o słowa, które mocno dotykają
momentu przejścia z tego świata do wieczności. Konkretyzując, mobilizacją do
gorliwej „pracy przeglądowej” stało się zdanie: „Czuwajcie, bo nie wiecie, w
którym dniu Pan wasz przyjdzie” (por. Mt 24, 42-51). Uderzający jest fakt, że
Jezus po wielokroć bardzo mocno akcentuje, że moment śmierci może przyjść
niespodziewanie: „bądźcie gotowi, bo w chwili, w której się nie domyślacie, Syn
Człowieczy przyjdzie”.
Jeśli naprawdę na serio traktujemy to
ostrzeżenie, to przecież z tego jasno wynika, że jeszcze dziś Pan może przyjść.
Wczoraj ileś ludzi miało jeszcze dalekosiężne plany, ale dziś w tym świecie już
ich nie ma. Nagle umarli, zginęli w wypadku, zostali zabici. Można sobie
„pomedytować” i nic konkretnie nie zrobić. Pouczony na modlitwie
przez Ducha Świętego, doszedłem do wniosku, że należałoby przed śmiercią
dokonać niezbędnych uporządkowań dokumentacji oraz tekstów pisanych i
skserowanych. Przy okazji, milej będzie osobom, które wejdą do pomieszczenia po
mojej śmierci, gdy będzie posprzątane.
Ktoś powie: ale przecież Jezus ma na myśli
stan gotowości naszego wnętrza, a nie zewnętrznego pomieszczenia. Oczywiście,
że nie chodzi tylko o jakieś „papierowe porządki”. To tylko zewnętrzny znak
wewnętrznego przygotowania na potencjalne rychłe przyjście Pana. Wszak Jezus
podkreśla, że trzeba liczyć się z faktem, że pojawi się niespodziewanie.
Konkretne zewnętrzne działanie jest najlepszym znakiem, że serce uświadomiło
sobie wysokie prawdopodobieństwo rychłego końca doczesnego żywota. Jeśli jakieś
rzeczy już nie są potrzebne, to po słowach Jezusa należy je np.
ofiarować komuś, wyrzucić lub spalić. Powiedzmy szczerze, konkretne umycie
kubka, żeby nie został brudny po nagłej śmierci, jest głębszym znakiem
poważnego potraktowania słów Jezusa o Jego przyjściu ostatecznym, aniżeli
najpiękniejsza duchowa medytacja, której początek i koniec pozostaje w świecie
„duchowych dywagacji”.
Swoją drogą, to tragikomiczne rozważać Boże
ostrzeżenie o nagłej śmierci i nic potem praktycznie nie zrobić! Jeśli taka
sytuacja ma miejsce, to są trzy wytłumaczenia. Albo ktoś już jest
"doskonale" przygotowany, albo jest totalnym egoistą, albo słowa
Jezusa traktuje z przymrużeniem oka. W każdym razie, jeśli chodzi o mnie, to
jestem wdzięczny Jezusowi, że poprzez słowo o Jego nagłym przyjściu po raz
kolejny zmotywował mnie do bardzo konkretnych działań.
Ponadto, gdybym umarł, już będzie dla kogoś
mniej do sprzątania. Zawsze to jakaś kropelka miłości wobec bliźniego. I rzecz
bardzo ważna. Kiedyś, gdy pisałem o śmierci, ktoś uznał, że miałem bardzo
trudny dzień. Żeby sprawa była jasna. Zarówno wtedy, jak i teraz, Bogu dzięki,
czuję się tak zwyczajnie normalnie. Myśli o śmierci nie są spowodowane słabym
samopoczuciem, ale wręcz przeciwnie; są wyrazem sprawnie działającej
świadomości. Tym razem, jest to głębokie przejęcie się ewangelicznym
ostrzeżeniem, żeby czuwać, „bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn
Człowieczy przyjdzie”…
28 sierpnia 2014 (Mt 24, 42-51)