Paradoks niedoskonałości


Paradoks koniecznej niedoskonałości… Pragniemy w danej chwili wykonywać różne rzeczy jak najlepiej, ale z perspektywy czasu często dostrzegamy, że byliśmy daleko od tego, co aktualnie postrzegamy jako doskonałość. Nieraz człowiek z niedowierzaniem chwyta się za głowę i pyta sam siebie: Jak ja mogłem coś takiego zrobić? Przecież to powinno wyglądać zupełne inaczej! To, co obecnie jawi się jako oczywistość, w przeszłości było pominięte lub nawet całkiem nie funkcjonowało jeszcze na poziomie świadomości. Powstaje nawet swoisty żal, że kiedyś człowiek nie wiedział i nie widział tego, co teraz wie i bez trudu dostrzega.

Ta prawidłowość dotyczy całokształtu życia. Wszak już w młodszym wieku musimy podejmować obowiązki, które będziemy realizować także w starszym wieku. Nawet jeśli od samego początku szczerze przykładamy się do pracy i tak to, co „wcześniej” będzie bardziej odległe od ideału niż to, co „później” (przy prawidłowym rozwoju). Ale gdyby człowiek czekał bezczynnie, aby stać się „starszym i mądrzejszym”, to przecież nie wykonałby koniecznych wcześniej zajęć i nie zyskałby praktycznego doświadczenia, dzięki któremu można wszystko stopniowo wykonywać coraz lepiej. Nawet gdy profesjonalnie coś jest dobrze wykonane, to pozostaje jeszcze ważniejsza kwestia duchowej postawy.  Jakże długa jest droga, która wiedzie od początkowego przekonania: „Ja wiem najlepiej” do późniejszej pokornej konstatacji: „Wiem, że prawie nic nie wiem”. Krok za krokiem od „płaskiej pychy” do „szczytów pokory”… Tak więc mamy swoisty paradoks. Pragnąc doskonałości, zawsze coś robimy niedoskonale…

Nie ma jednak innej możliwości. Potrzebny jest czas, aby mieć coraz głębsze rozumienia i coraz większe obszary doświadczenia. Bóg stworzył świat z takimi właśnie procesami. Gdy Jezus tłumaczył swym uczniom najważniejsze prawdy, początkowo niewiele lub wcale nie rozumieli. Na przykład po zapowiedzi, że „Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi”, Ewangelista tak określił reakcję uczniów: „Lecz oni nie rozumieli tego powiedzenia: było ono zakryte przed nimi, tak że go nie pojęli” (Łk 9, 43b-45).  

Wypływa z tego bardzo ważny wniosek, aby nie zamartwiać się swymi błędami, grzechami i wszelkimi niedoskonałościami z przeszłości, widzianymi w całej ostrości z aktualnej perspektywy. Kiedyś widocznie na tyle było stać nasz rozum i serce i Bóg to doskonale rozumie. Nie ma do nas pretensji o to, co było poza zasięgiem naszych możliwości. Nie ma co ubolewać nad przeszłością, ale wszystkie energie trzeba skoncentrować na rozsądnej reakcji w teraźniejszości. Teraz zaś najważniejsze jest to, aby „do bólu” uznać wszelkie minione niedoskonałości, wyciągnąć maksymalnie wnioski i dalej działać wedle tego, co w sumieniu doświadczamy jako najlepsze rozwiązanie.

Jeśli ktoś uważa, że w przeszłości wszystko robił bez zarzutu, to bez wątpienia ma mocny argument, aby delektować się doraźnie świetnym samopoczuciem. Ale lepiej nie ulegać takiej pokusie, gdyż tak naprawdę tego typu wnioski są głęboko zatrważające. Objawiają bowiem przynajmniej dwie potężne słabości. Przede wszystkim taki człowiek tkwi w iluzji swej nieomylności. Za doskonałość uważa bowiem coś, co w oczach Boga i ludzi jest nieraz nawet pogwałceniem podstawowych zasad moralnych i racji rozumowych. Po drugie zaś, nawet gdyby ileś rzeczy było rzeczywiście bardzo dobrze zrobionych, to ujawnia się smutny fakt braku rozwoju, w sensie profesjonalnym, a na pewno w znaczeniu duchowym. Wielcy święci, będąc już na szczytach duchowości, wciąż opłakiwali swe niedoskonałości. Nieustannie dążyli do coraz większej doskonałości, wyrażającej się w zjednoczeniu z Bogiem i w działaniu wedle nieskończonej Bożej mądrości i miłości.

Tak więc dziękujmy Bogu za wszelkie braki dostrzeżone w odniesieniu do przeszłości. Nigdy nie załamujmy się z tego powodu, lecz wsparci uzyskanym doświadczeniem i aktualną łaską głębszego rozumienia i widzenia w Duchu Świętym, odważnie zdążajmy ku Pełni Doskonałości…  

26 września 2015 (Łk 9, 43b-45)